sobota, 14 września 2013

10.Plan.


     Podczas czwartkowego, ostatniego szlabanu James znów zastanawiał się jak może odegrać sie Ślizgonom. Był tym cały pochłonięty, i nie myślał o niczym innym.
Z zadumy wyrwał go jego brat.
- James co ty do cholery robisz? Od pięciu miut stoisz i polerujesz ten puchar. Weź się lepiej za robotę. Im szybciej to skończymy, tym szybciej  wrócimy do Wież.
- Co myślisz o czerwonych włosach? - Spytał po kilku minutach Gryfon.
- Co? O co ci chodzi? - Odparł zdezoriętowani Albus - Chcesz się przemalować? Odradzma - Dodał z zadziornym uśmieszkiem.
- Czyś ty zgłupiał? Chodzi ło mi o to, aby pomalowac włosy tym Ślizgonom. No to jak? Co o tym sądzisz?
- Uważam, że to słaby pomysł. to powinno byc coś mocniejszego, coś co zapamiętają na długo. Masz jeszcze jakieś pomysły?
- A co powiesz...
- Co to za rozmowy?! Sprzątać! Już! - Warknął woźny, który niemal wbiegł do pomieszczenia. Chłopcy odczekali aż kroki sie oddalą i kontynuowali.
- No więc, co powiesz na to aby im podmienić napój, z eliksirem wielosokowym, z włosami jakiś dziewczyn? - Spytał podnoszac jedną brew.
- To odpada, nie mamy składników.
- Racja, nie pomyślałem - Przyznał starszy - Więc ja nie mam już pojęcia.
- A myślałeś nad podaniem im amortęcji? Najlepiej tej od wójka Georga. Raczej nie będzie pytał po co nam ona.
- Ktoś odprowadzi ich do Slughorna, ten da im jakieś antidotum i będzie po zabawie - Odparł kręcąc głową. Nagle w drzwiach staną zdyszany, zapewne biegiem Filch. Koło jego nóg kręciła się jego kotka Pani Norris. Zapewne była kotem ze świata magii gdyż mugolski kot niedożył by tak sędziwego wieku.
- Co ja mówiłem o rozmowach?!! A to co? Co to ma być? - Wskazał na jeden z medali jakiegoś  zawodnika Quidditcha - Wypolerowac to poządnie! Ale już!! - Przypilnował aby "rozkaż" został spełniony, spojrzał na zegarek i dodał:
- Możecie iść, i nie chce nikogo widzieć wałęsającego się po korytarzach.


***


Po śniadaniu, James podszedł do Albusa, siedzącego przy stole swojego domu. Ten spojrzał na niego wyczekująco. Gryfon kiwnął głową wskazując drzwi do Sali  Wejściowej. Gdy znależli się na miejscu, starszy żekł:
- Nie spałem pół nocy, ale już wiem jak odegrać się na tych półgłówkach. Oni grają w drużynie Quidditcha tak?
- Tak - potwierdził Ślizgon.
- Więc poproszę wójka Georga, aby zbudował miotłę, ale taką, którą nie będą w stanie kierować czy coś w tym stylu. No i co ty na to? - Spytał z podnieceniem.
- Dobry pomysł - Odparł z uśmieszkiem.
- Po lekcji wyślę mu sowę.
- Okej to ja idę,  cześć.

***



   Dwie pierwsze lekcje jakie mieli Gryfoni i Puchoni z szóstego roku, to była Historia Magii. Minuty wlekły się niemiłosiernie a James trzymał w ręku list, który miał zamiar wysłać na najbiższej przerwie.
Chciał isć do sowiarni jak najszybciej, wieć postanowił nie tracić czasu na nudny monolog nauczyciela. Zajrzał do torby w poszukiwaniu Karmelków Gorączkowych. Na szczęście miał dużo czasu an zrobienie zapasów na Ulicy Pokątnej.
Odgryzł połowę cukierka a w następnej chwili poczul jak ciepło uderza mu do głowy, w jednej chwili zrobił się czerwony na twarzy tak, że nauczyciel zawiesił na nim wzrok przez dłuższa chwilę i spytał:
- Czy czuje się pan dobrze, Panie Potter? Prosze iść do Skrzydła Szpitalnego.
Czarnowłosy bez słowa spakował swoje rzeczy do torby i dumny że udało mu się wyrwac z lekcji, ale nadal wyglądający na chorego, wyszedł na korytarz. Tam włożył do ust druga połowe cukierka, a fala gorąca i wypieki na twarzy ustąpiły.


***


    Sobotniego poranka Fred i James siedzieli w Wielkiej Sali i jedli sniadanie, pozostali z dormitorium jeszcze spali lecz Gryfon czekał na odpowiedz na jedgo list, której spodziewał się poranną pocztą.
Jego wzrok padł na Albusa któy właśnie siadał przy stole Ślizgonów. Spojrzał pytającym wzrokiem na brata, a ten tylko pokrecił przecząco głową.
Po chwili do pomieszczenia wleciały tak wyczekiwane przez uczniów stworzenia. Jedna z nich, ciemno brazowa z beżowym brzuszkiem podleciała do Jamesa. Usiadła na stole zwinnie omijając zapełnione jedzeniem misy i talerze. Z niecierpliwością czekała na odwiązanie koperty, która przymocowana była do jej łapki. Gdy list znalazł sie w rękach Gryfona, zwierzątko pośpiesznie odleciało jak gdyby miało jeszcze sporo paczek i istów do rozniesienia.

......................................................................................................................................
                                                                                                                                                             
Jestem na siebię zła, że tak długo nic nie dodawałam i  za to że rozdział miał być dłuższy a wcale nie jest. Miały być jeszcze 2/3 akapity ale nic z tego nie  wyszło :/  Ostatnio nie mam weny a o czasie to juz nie wspomina. A chociaż czasem, znajde chwilkę to nie moge nic napisać :(
Na kolejny rozdział zapewne będziecie musieli poczekac jeszcze dłużej, wiem, ja też nie jestem z tego szcześliwa ale chce się dużo uczyć, a poza tym startuję w wyborach na przewodniczącą szkoły a to wymaga przygotowania mojego planu pracy, i plakatu  które mam przedstawić wyborcom ;d  A myslę teraz o tym a nie o blogu. Nie moge się nawet skupić aby pomyśleć o tym co mogłabym dalej napisac :(
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Jeszcze raz przeprasza.

PS: Błagam piszcie komentarze, bo ja trace wiarę w to, że ktokolwiek czyta tego bloga :/

piątek, 2 sierpnia 2013

9. Trudne chwile i przebudzenie.

Kochani, postanowiłam, że tak nie może być i zebrałam  się w sobie i napisałam ten oto rozdział.
Miłego czytania :*
.........................................................................................................
          Albus szybko się ocknął się i wyciągnął różdżkę. Wyczarował niewidzialne nosze i zaklęciem przeniósł na nie brata. Zaczął szybko kierować się w stronę skrzydła szpitalnego. Korytarze były puste, gdyż większość uczniów była na kolacji lub w Pokojach Wspólnych.
           Przeszedł przez drzwi i zawołał :
- Pani Pomfrey!! Niech pani szybko tu przyjdzie!!
- Już idę, idę - Odparła kobieta. wychodząc ze swojego gabinetu. Gdy zobaczyła nieprzytomnego Jamesa szybko dodała : 
- Proszę go przenieść na łóżko - Posłusznie zrobił co kazała mu pielęgniarka - Co się stało?
- On, noo uderzył głową o ścianę - Odparł nie chcąc mówić całej prawdy. To wszystko jego wina, nie powinien mówić Jamesowi o niczym. 
- Gdyby uderzył tylko o ścianę to nie stracił by przytomności - Powiedziała surowo kobieta - ale niech ci już będzie. Usiądź a ja się nim zajmę - Wyjęła różdżkę i zaczęła rzucać przeróżne zaklęcia. Po chwili wyszła bez słowa by wrócić dwiema fiolkami eliksirów. Zawartość wlała do ust Gryfona i odparła :
- Doznał wstrząśnienia mózgu, najlepiej dla niego będzie jeśli odpocznie, dlatego podałam mu Eliksir Słodkiego Snu i Eliksir Wiggenowy.

***


       Doszedł do portretu Grubej Damy. Zdał sobie sprawę, że nie zna hasła. Jak mógł o tym zapomnieć?! Przecież nie należy do Gryffindoru. "Al jaki z ciebie głupek - Skarcił się w myślach". Postanowił poczekać aż jakiś uczeń będzie przechodził. 
       Po kilku minutach z Pokoju Wspólnego wychodziło kilku czwartoklasistów. Albus prześlizgnął się pomiędzy nimi i wszedł do środka. Rozejrzał się uważnie. Przy stoliku pod oknem siedziała Lili ze swoimi przyjaciółkami.
       Zaczął iść w jej kierunku. Kilku uczniów spoglądało na niego gniewnie, bo przecież co robi tu Ślizgon?! Doszedł do stolika.
- Lili musimy porozmawiać, chodzi o Jamesa... Choć na korytarz - Dodał po chwili.
- Ale o co ci chodzi, a właściwie jak się tu dostałeś?
- Choć na korytarz - Zaczął kierować się w stronę przejścia. Spojrzał wyczekująco na siostrę, która z kwaśną miną zbierała swoje rzeczy - Później to zrobisz, chodź!
       Będąc na korytarzu Lili spytała :
- No dobra mów o co chodzi.
- James jest w Skrzydle szpitalnym - Odparł nie patrząc na nią.
- Jak to? Co się stało? - Spytała przeczesując palcami swoje długie, rude włosy. 
- To dłuższa historia.
- No niech ci będzie, ale co z nim? Nic mu nie jest? - Spytała z przejęciem.
- Doznał wstrząsu mózgu i stracił przytomność ale Pani Pomfrey dała mu eliksiry, teraz śpi - Rzekł, ze zdenerwowania  bawiąc się swoimi dłońmi. 
- No dobrze, to ja powiem reszcie - Po chwili dodała z groźną miną - A ty napisz do rodziców i się nie wykręcaj bo jeśli ty tego nie zrobisz to ja napisze - I weszła do swojej Wieży.


***


           Był piątek, lekcje już dawno się skończyły a Carla cały ten czas siedziała w skrzydle szpitalnym. James wciąż był nieprzytomny. Pani Pomfrey uważała, że powinien jeszcze odpoczywać. Wspomniała również że rano pała mu ostatnią dawkę Eliksiru Słodkiego Snu. Niebawem powinien się przebudzić. 
           W pewnej chwili drzwi się otworzyły. Do środka niepewnie weszła Anabell. Minę miała poważną, nie można było z niej nic wyczytać. Carla wstała z krzesła i pośpiesznym krokiem skierowała się w jej stronę. Byłą zła , że ta dziewczyna w ogóle ma czelność się tu pokazywać!
- Czego tu chcesz?! - Spytała oschle. Nie dała po sobie poznać jak bardzo zdenerwowała ją jej wizyta tutaj.
- Przyszłam zobaczyć co z Jamesem, jestem jego przyjaciółką i nie zabronisz mi tego! - odparła krzyżując ręce.
- Ty jego przyjaciółką?! - Prychnęła - Przyjaciele się tak nie zachowują i dobrze wiesz o co mi chodzi!! Nie powinnaś tu przychodzić!! Co ty sobie wyobrażasz?! Że wejdziesz tu jak by nigdy nic i wszystko będzie dobrze?!
- Co to za hałasy? - Spytała pielęgniarka wychodząc ze swojego gabinetu - Co tu się dzieje? Chorzy potrzebują spokoju - Odparła zasadniczym i surowym głosem. W kwestii zdrowia zawsze taka była.
- Nic proszę pani, koleżanka właśnie wychodziła - Odpowiedziała Carla.
         Anabell bez słowa, i z nieukrywaną złością opuściła skrzydło szpitalne, a Carla powróciła na swoje wcześniejsze miejsce tak samo jak pielęgniarka.
          Siedziała skulona w krześle, nogi miała oplecione dłońmi, wpatrywała się w okno i rozmyślała. Nagle ktoś złapał ja za dłoń. Odruchowo ja zabrała, spojrzała w tamtym kierunku i wykrzyknęła nie zważając na innych:
- James, obudziłeś się! - Wróciła do "normalnej" pozycji i lekko nachyliła się w jego kierunku - Jak się czujesz?
- Dobrze, nic mi nie jest, a właściwie długo spałem? - Spytał z zadziornym uśmiechem na twarzy.
- Jeden dzień - Odparła i również się uśmiechnęła.
- Coś mnie ominęło? - Przyciągną Gryfonkę tak, aby siedziała na jego łóżku. Spróbował się podnieść do pozycji siedzącej ale uniemożliwił mu to zawrót głowy, więc pozostał w poprzedniej, mało wygodnej jak dla niego pozycji do rozmowy.
-  Nie wstawaj, powinieneś jeszcze leżeć miałeś wstrząs mózgu... I nie, nic cię nie ominęło - Dodała po chwili.
- A czy mi się wydawało czy chwilę temu słyszałem jakąś kłótnię? - spytał Gryfon odgarniając niesforny kosmyk z twarzy swojej dziewczyny.
- Musiało ci się wydawać - Nie chciała go okłamywać, ale tak było lepiej. Po co miałby o tym myśleć. To było bez znaczenia - A właściwie co się wydarzyło wczorajszego wieczoru? Al nie chciał nic powiedzieć, jedynie Lili coś mówił ale ona również nie chce nic wyjaśnić.
- Nie obraź się, ale jeśli Albus nie chciał nic mówić, to ja chyba też nie powinienem.
- Jak chcecie, najważniejsze, że się obudziłeś. Dziwnie tak było siedzieć bez ciebie i nie naganiać cię do nauki i przepisywania prac domowych - Odparła i uśmiechając  się przeczesała mu dłonią czarną czuprynę. Złapał jej dłoń i pocałował opuszki palców. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Ostrożnie podniósł się na łokciach i musnął jej wargi swoimi. Nie zauważyli kiedy podeszłą do nich pani Pomfrey która chrząknięciem przypomniała, że nie są jedynymi ludźmi na ziemi.
- Powinna panna już pójść, muszę się odpowiednio zająć panem Potterem - Powiedziała a jej kąciki ust niemal niezauważalnie powędrowały w górę.

***


      W niedzielę James opuścił skrzydło szpitalne. Dzień wcześniej odwiedziła go rodzina, czyli rodzeństwo i kuzyni. Otrzymał list od rodziców w którym potępiali jego nieodpowiedzialne zachowanie, że mogli to z Alem załatwić inaczej i że się cieszą, że już wyzdrowiał."Oczywiście. Cała wina spadła na starszego " - Zaśmiał się gdy pokazał list bratu
      Musieli opowiedzieć o całym zaistniałym zdarzeniu profesorowi Longbottomowi. Dostali szlaban na cztery dni. Ślizgonom również nie uszło wszystko na sucho. Szlaban dostali na tydzien, na szczęście oddzielny. Odebrano im pięćdziesiąt punktów co ucieszyło Gryfonów, teraz mieli and nimi większą przewagę. 


* Eliksir Wiggenowy - Eliksir regenerujący zdrowie.
* Eliksir Słodkiego Snu - Eliksir powodujący natychmiastowe zaśnięcie.
....................................................................................................................................

Może i nie wprowadza zbyt dużo do opowiadania ale uwierzcie, ten rozdział było mi bardzo trudno napisać, trudniej  niż wszystkie inne.
Starałam się ale wyszło jak wyszło, ja nie jestem z niego zadowolona być może wam się spodobał, bardzo by mnie to ucieszyło ale na cuda nie liczę :)
I BARDZO proszę czytasz = komentujesz. Nawet najkrótsze zdanie ale błagam, napiszcie coś.
Piszcie co wam się podoba w blogu, co nie, czego jest za mało, co można dodać do akcji, co poprawić, co zmienić.
Krytykujcie, chętnie przyjmę krytykę ale uzasadnioną ;)
Więc jeszcze raz, CZYTASZ=KOMENTUJESZ

PS: Jeśli macie to podajcie w zakładce "Spam" linki swoich lub czytanych i polecanych  blogów+ krótki opis :D

Niebawem dojdziemy do 1000 wyświetleń, ciesze się niezmiernie ^^

sobota, 20 lipca 2013

Liebster Award


"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonana robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowrzechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby która Cię nominowała.
Dostałam nominację od : http://mroczny-elf-w-hogwarcie.blogspot.com

1. Dlaczego zaczęłeś/łaś pisać bloga?
    To wynik niedzielnej nudy.
2.Twoja ulubiona postać z HP?
    Nie mam takie jednej,  lubię wszystkich którzy mieli dobre zamiary wobec świata. 
3.Twoja najmniej lubiana postać z HP?
    Kategorycznie Voldemort.
4. Ulubiony przedmiot w Hogwarcie 
    Zaklęcia.
5. Cytat który Cię inspiruje?
    „Nie żałuj umarłych, Harry, żałuj żywych, a przede wszystkim tych, którzy żyją bez miłości.”
6. Do którego domu należysz?
     Ravenclaw.
7.  Przeczytałaś/łeś inne książki prócz HP? (jeśli tak, podaj tytuł)
     Tak,  "Letnia przygoda", "Wymiana studencka", "Niebieskie nitki", "Pożary serc", "Po wyroku", "Dzienniczek cwaniaczka",  "Niebo z widok
     Tylko J.K. Rowling. Inni to nie to samo.
9. W jakiego bohatera HP wcieliłbyś/abyś się?
      W Hermionę, jest piękna, mądra, ma kochających rodziiem na niebo" i jeszcze kilka ale niestety nie pamiętam.
8. Jaki pisarz (prócz Rowling) Cię inspiruje? ców i wspaniałych przyjaciół. Jest odważna, zdeterminowana i niezależna. 
10. Czym się interesujesz?
    W zasadzie to niczym. Nie uprawiam żadnego sportu, nie śpiewam nie tańczę. Po prostu czytam.
11.  Czy myślisz, że zostaniesz z HP na zawsze?
     Tak.


Pytania do nominowanych blogów:

1. Ile masz lat?
2. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
3. Do jakiego domu należysz?
4. Postać którą cenisz najbardziej?
5. W kogo z HP chciałbyś/abyś się wcielić?
6. Ulubiona magiczna rzecz? (prócz różdżki)
7. Ulubione magiczne stworzenie?
8. Ulubiony nauczyciel w Hogwarcie?
9.  Znienawidzony nauczyciel w Hogwardzie?
10. Za co lubisz HP?
11.  Czy prowadzisz innego bloga?

wtorek, 16 lipca 2013

8.Trudne rozmowy.

Rozdział dedykuję pewnej A. która z niecierpliwością wypytuje o nowe posty, dzięki :)
.........................................................................................................................................          
                Chłopak niepewnie ruszył w stronę umówionego miejsca. W głowie układał słowa, które miały wyjaśnić wszystko. Był bardzo zestresowany. Nigdy nie robił czegoś takiego. Ta rozmowa była bardzo ważna. Doszedł na miejsce a zaraz po nim pojawiła się Carla. Widać było, że nie  jest szczęśliwa z tego spotkania.
- A więc, co chciałeś mi wyjaśnić? - Zaczęła dziewczyna widząc, że chłopak nie może wydusić z siebie ani słowa.
- Wiesz -W końcu zaczął - że Anabell jest willą, tak?
- Tak, ale to nie ma nic wspólnego z tym, że z nią wtedy siedziałeś, kompletnie mnie ignorując.
- A właśnie, że ma. Ja... ja...po prostu nie kontrolowałem tego co robię. Proszę uwierz mi. Między nami nic się nie wydarzyło - Powiedział przekonująco.
- A wyglądało inaczej - Odparła z przekąsem, nie dała poznać po sobie żadnych emocji.
- Carla, ona się dla mnie nie liczy, zrozum to. Chce być tylko z tobą - Niepewnie złapał jej dłonie, lecz szybko je zabrała i nic  nie odpowiedziała.
- Nie wiem o co chodziło tej dziewczynie, przez najbliższy czas nie będę mógł na nią patrzeć ale proszę, wybacz mi.
- Daj mi trochę czasu żeby to wszystko przemyśleć, dobra?
- Ile tylko zechcesz - Powiedział i uśmiechnął się blado. Dziewczyna odeszła, więc zrobił to samo.
     

              Skierował się w stronę biblioteki. Na korytarzu miną kilku uczniów. Przeszedł przez drzwi. W środku było sporo osób, powodem tego była wczesna godzina. Większość wolała odrabiać lekcje aby potem mieć czas na przyjemności.
              Podszedł do swojego ulubionego stolika, pod oknem, który o dziwo był pusty. Zostawił na nim torbę i odszedł w stronę półek. Po chwili wrócił z potrzebnymi materiałami. Usiadł na krześle. Wyjął pergamin, pióro i kałamarz. Otworzył książki na odpowiednich stronach i zaczął czytać. Po wyszukaniu odpowiednich informacji przepisywał je, zmieniając niektóre słowa tak,  by zmylić nauczyciela.
              Minęło pół godziny, gdy miał już napisane. Musiał jeszcze tylko przeczytać na temat pewnego eliksiru, który będą jutro ważyć. Amortencja. Wyczytał, że jest to najsilniejszy eliksir miłosny.
             Profesor Slughorn jest bardzo wymagający i zawsze oczekuje perfekcji ale często nagradza swoich uczniów w postaci rzadkich i trudnych do uwarzenia mikstur. Jest to chyba jedyny powód starań które James wkłada w tę lekcję. Często zostaje chwalony ale to również zasługa, tego, że Profesor darzy sympatią jego ojca, ale również panięta jego babcię, Lili Evans-Potter.
              Po godzinie miał odrobione wszystkie lekcje. Odłożył książki na miejsce, schował swoje rzeczy do torby i wyszedł.
              Skierował się w stronę schodów prowadzących na siódme piętro, do Wieży Gryffindoru, ale usłyszał znajomy męski głos. Był to jego brat. Chciał to zignorować i iść dalej, ale coś kazało mu pozostać. Przysunął się do ściany i schował z zbroją.
- Słuchaj Potter, masz na m to załatwić - Rzekł jeden z chłopców łapiąc Albusa za szatę i przyciskając do ściany.
- I bez żadnych numerów, czy to jasne? - Dodał drugi.
- A co jeśli nie? - Spytał wojowniczo.
- Wolał byś się nie przekonywać jeśli zależy ci na buźce - Oznajmił i zaczął się śmiać.
              James próbował zobaczyć kim są ci uczniowie, lecz był zbyt daleko, a na korytarzu było zbyt ciemno. Dostrzegł jedynie że są to dość tędzy Ślizgoni. Jeden większy od drugiego. Z nimi Al nie miał żadnych szans na jakąkolwiek szarpaninę, nie mówiąc o walce. Był młodszy i znacznie mniejszy a do tego sam.
- A teraz zejdź nam z oczu - Wycedził pierwszy. Zaczęli kierować się w stronę schodów gdy  jeden z nich zawrócił na chwilę, dodając:
- Marz czas do czwartku - Odeszli.
    Brunet wyszedł z ukrycia i spytał:
- O co im chodziło? Co masz im dostarczyć? - Spytał a jego brat aż podskoczył, dopiero teraz  zauważył jego obecność.
- To nie twoja sprawa - Odpowiedział i pośpiesznie skierował się wgłąb korytarza. Gryfon szybko zareagował i pośpieszył z nim. Dogonił go i złapał za ramię. Na korytarzu nie było nikogo prócz nich.
- Daj sobie pomóc.
- James, daj spokój, poradzę sobie sam - Odpowiedział dość nieprzyjemnie.
- Więc nie pozostawiasz mi innego wyboru. Będę musiał powiedzieć o tym rodzicom - Odparł z uśmieszkiem.
- Nawet nie próbuj! - Prawie krzyknął.
- Więc mi wszystko powiesz albo rodzice otrzymają list.
- Więc przynajmniej nie tu - Odparł zrezygnowany - Choć na błonia.
- Zimno mi będzie, idziemy do Pokoju Życzeń.
              Będąc na siódmym piętrze Gryfon przeszedł trzy razy wzdłuż ściany myśląc życzenie. Przed nimi pojawiły się małe drzwi. Weszli do repliki pokoju James, był dokładnie taki jak w Dolinie Godryka. Obaj usiedli na fotelach. Zaczął James:
- No więc słucham.
- Znasz tych Ślizgonów? - Spytał niepewnie.
- Chyba nie, dokładnie ich nie widziałem.
- Są z siódmego roku..
- Ale czego oni właściwie chcieli?
- Chodzi im produkty wujka Georga. Myślą, że będę im je załatwiał za darmo...
- Chyba nie masz takiego zamiaru? - Spytał James, wstając i podchodząc do okna.
- Jasne, że nie - Odparł oburzony.


                                                                               ***



          Dziś był wtorek. Pogoda nie była najlepsza. Padał deszcz i wiał  silny wiatr. Było zimno. Gryfoni i Krukoni znajdowali się w lochach. Od prawie dwóch godzin warzyli najsilniejszy eliksir miłosny. Nad kociołkami nielicznych uczniów unosiła się typowa dla tej  mikstury, para układająca się w spirale. Profesor przechadzał się po klasie oceniając postępy pracy. 
- Bardzo dobrze panno Wood, pięć punktów dla Gryffindoru - Po klasie rozbrzmiał głos Slughorna - Świetnie, Ravenclaw również otrzymuję pięć punktów. 
         Nad kociołkiem Jamesa również unosiła się para, a mikstura miała perłowy połysk. Schylił się nad naczyniem i powąchał. Poczuł zapach starych książek, kwiatu lnu i  gorącej czekolady. Zdziwił się ma myśl o ostatnim zapachu.
- Ejj, czemu mi nie wyszło - Spytał Kris. Z jego kociołka wydobywał się nieprzyjemny zapach, a para miała ciemny kolor. 
- Dodałeś za dużo piołunu*.
- Aha, dałbyś trochę swojego, bo dostanę T...  A właściwie, co czujesz?
- Stare książki i kwiaty - Odparł nie chcąc ujawniać ostatniej woni. - A ty?
- Trawę.
- Dobrze, kończymy już, przelejcie swoje eliksiry do fiolek, podpiszcie i zostawcie na moim biurku - Po klasie znów dało się słyszeć głos nauczyciela.



***



            Była środa, lekcje się skończyły, chłopcy szli do Wieży Gryffindoru. Przeszli przez portret Grubej Damy. Rozsiedli się wygodnie w fotelach przy kominku i zaczęli rozmawiać.
             James siedział zamyślony, nieobecny. Obmyślał plan jutrzejszej konfrontacji ze Ślizgonami. Wiedział, że musi pomóc bratu.
              Do ich stolika podeszłą pewna dziewczyna i spytała Jamesa:
- Cześć, możemy porozmawiać? - Zwróciła się do Jamesa.
- Jasne, Carla - Powiedział podnosząc się z siedzenia - Może wyjdziemy na korytarz?
- Dobrze.
             Szli w ciszy, nie mijając nikogo. Chłopak wiedział, że ona chce coś powiedzieć, ale nie może się w sobie zebrać. Dał jej jeszcze chwilę.
- Ja.. ja ci wierzę - Szepnęła ledwie słyszalnie - wierzę , że między wami się nic nie wydarzyło. Chcę być z tobą bo mi zależy. Ale nie wiesz nawet jak ja się wtedy czułam... - Dodała a łzy popłynęły jej po policzkach.
- Carl, przepraszam, ja wtedy nie wiedziałem co robię... - Odparł i delikatnie otarł jej łzy - Obiecuję, że nigdy więcej się to nie powtórzy.
- Trzymam za słowo - Powiedziała i uśmiechnęła się blado. James przytulił ją i  pocałował w czoło - Nie chcę, żeby ta dziewczyna znów zepsuła to, co jest między nami.
- Uwierz, nie dopuszczę do tego - Odparł zdecydowanie - I też mi na tobie zależy. Chcę być tylko z tobą - Dodał  szepcąc jej do ucha.  Odsunął się, popatrzył w jej zielone tęczówki, potem spojrzał na jej usta. Delikatnie musnął je swoimi.
Zatonęli w swoich wargach. To był ich pierwszy, tak prawdziwy pocałunek. Nic wokół nich się nie liczyło. Po chwili oderwali się od siebie i bez słowa ruszyli w stronę Wieży Gryffindoru. Żadne z nich  nie wiedziało, że całej tej sytuacji, ze łzami w oczach, przygląda się Anabell.



***



             Był czwartek, kilka minut przed osiemnastą. James i Albus doszli do umówionego miejsca w lochach. Nikogo jeszcze nie było. Po kilku chwilach dobiegł ich potężny, męski głos:
- No, no Potter, widzę, że stchórzyłeś przychodząc z obstawą - Zadrwił.
- Gdzie towar?! - Odezwał się drugi. 
- Nie ma i nie będzie - Odparł hardo James.
- Jesteś pewny, Potter? - Spytał i zbliżył się do niego - Chyba nie chcesz żebym przemeblował ci tę buźkę?!
- Odczep się od niego Zabini! Ze mną mieliście to załatwić!
- Może przyprowadzicie jeszcze tę swoją rudą siostrunię? Na pewno pomogła by wam! - W tej chwili James nie wytrzymał, uderzył Ślizgona w nos. Chłopak skrzywił się i dotknął go ręką, leciała mu krew, musiał być złamany. Odwzajemnił cios. 
           Drugi Ślizgon rzucił się na Ala. Bujak trwałą zacięcie. Nikt nie pomyślał aby użyć różdżki.  Teraz James miał rozcięty łuk brwiowy, leciała z niego krew. Jego przeciwnik zadał mu cios który był tak silny, aby uderzył o ścianę. Na jego nieszczęście, uderzył głową. Stracił przytomność. Ślizgoni uciekli pozostawiając ich samych sobie. 

*Nigdzie nie mogłam znaleźć składników amortencji, a nie wiem czy w książce było, ale i tak  bym nie mogła sprawdzić. Piołun jest składnikiem wielu eliksirów więc uznałam, że tu też może być.
.................................................................................................................................
Notka jest dłuższa od poprzednich, mam na dzieję, że się cieszycie. 
Kolejna nie wiem kiedy się pojawi.
Proszę, piszcie co myślicie bo ja sama nie wiem, potrzebuję, aby ktoś konstruktywnie to skrytykował jeśli trzeba.
Pozdrawiam wszystkich czytelników. 
I dziękuję za wszystkie 692 wyświetlenia.

poniedziałek, 8 lipca 2013

7. Niedopowiedzenia.

            Po wysuszeniu wszyscy znaleźli się w Pokoju Wspólnym. Impreza powoli się rozkręcała. Na "parkiecie" tańczyło kilka par.
- No to co, idziemy? - Zwrócił się James do swojej dziewczyny.
- Jasne - Odparła z uśmiechem.
- A wy zostajecie czy idziecie się bawić ? - Spytał chłopak.
- Później do was dołączymy - Odparł Louis.

           Impreza trwała już od ponad godziny. Wszyscy prócz Rose znaleźli sobie partnerów do tańca. James zostawił tańczącą Carle i usiadł na fotelu przy kuzynce.
- Masz zamiar siedzieć tu tak całą imprezę? Rusz tyłek, idź do niego i zagadaj przecież nic ci się od tego nie stanie - nalegał James.
- A co jeśli nie będzie chciał gadać? Może nawet nie wie jak mam na imię - Odparła niepewnie.
- Jeśli nie pójdziesz to się nie przekonasz.
- No al...
- Niema żadnego ale, pójdziesz tam i zapytasz czy nie chciałby z tobą zatańczyć a jeśli brak ci odwagi to pomyśl że mówisz to do mnie, ok?
- Ok, ale jeśli coś, to będzie na ciebie.
- No idź już - powiedział z uśmiechem.
           Zrobiła jak jej kazał, wstała z fotela i niepewnie skierowała się do grupki chłopców stojących pod oknem.
- Hej, Jack. Nie chciałbyś może zatańczyć?
- Hej Rose, jasne - Odparł i podał dziewczynie rękę.
           Przetańczyli razem jedną piosenkę i rudowłosa wróciła do kuzyna który popijał kremowe piwo.
- Tak szybko? I jak? - spytał.
- Nijak.
- Jak to?
- No zatańczyliśmy jedna piosenkę i koniec. Wam facetom trzeba wszystko tłumaczyć, idę do Roxann, a ty?
- Ja tu posiedzę.
          Chłopak trochę zgłodniał, wstawał właśnie aby iść do stolika ze słodyczami ale zatrzymał go głos pewnej dziewczyny. Miała blond włosy i błękitne oczy. Była to Anabell.
- Co tak sam siedzisz? Gdzie Carla?-Spytała i usiadła naprzeciw niego.
- Tańczy z Louisem - odparł zbytnio nie zainteresowany rozmową. Dziewczyna zauważyła to ale nie dała za wygraną. Przesiadła się na kanapę obok niego.
- A co tam u ciebie, dawno nie rozmawialiśmy - stwierdziła, włosy opadły jej na twarz, ale z gracją je odgarnęła.
- Dobrze - odparł krótko.
           Dziewczyna przysunęła się go tak blisko, że pomiędzy nimi nie było najmniejszej przerwy. Brunet odczuł lekki dyskomfort, chciał powiedzieć aby odsunęła się od niego, ale była szybsza.
- Chyba nie masz nic przeciwko...
- Właściwie to... - próbował powiedzieć, ale gdy spojrzał w oczy dziewczyny, o wszystkim zapomniał. Jak się nazywa, co tu robi, że ma dziewczynę...
- No to jak, chyba nie masz nic przeciwko tego abyśmy się przeszli?
- Oczywiście że nie - odparł i ruszył w kierunku portretu Grubej Damy.
- James co ty... - była to Carla, która aż gotowała się ze złości.
- Odczep się, on idzie ze mną! - warknęła Anabell.
- James co ty wyprawiasz?
- Yyyy, noo, ja idę z nią na spacer.
- Jeśli to zrobisz to z nami koniec - krzyknęła drżącym głosem i wybiegła na korytarz. Słychać było jeszcze jej szlochanie.
-No to idziemy? - ponagliła Gryfonka.
-Co? Gdzie ty chcesz iść? - spytał, nie pamiętał niczego co działo się w przeciągu ostatnich kilku minut.
-A, nie, nigdzie-Odparła zrezygnowana.

***


           James szedł korytarzem z Louisem, Fredem i Krisem na ostatnią lekcje. Była to Historia Magii. Przechodzili obok grupki dziewcząt. Wśród nich znajdowała się Carla. Widać było, że płakała. Miała czerwone i podkrążone oczy. Chłopak spojrzał na nią pytająco lecz ta spojrzała na niego z nienawiścią, w jej oczach malował się ból. Nie wiedział o co jej chodzi. Przecież było wszystko dobrze do czasu, gdy  w Sobotę zaczął rozmawiać z Ann. Czy to z tego powodu?
- Chłopaki wiecie może o co chodzi Carli?
- To ty nic nie pamiętasz? - pyta Kris.
- No nie - rzekł zgodnie z prawdą.
- Siedziałeś i gadałeś z Ann, potem chcieliście wyjść z Wieży, Carla mówiła że jeśli to zrobisz to z wami koniec, a ty ją zignorowałeś. Ona wybiegła a ty jakbyś wyszedł z jakiegoś transu(?!) - odparł Kris.
- A o czym ja z nią gadałem - spytał i zaczął intensywnie myśleć.
- Nie wiem, byliście tam sami, wyglądaliście jak para. Nie dziwię się ze Carla tak się wściekła - dodał Fred.
- Cholera. W co ta dziewczyna pogrywa?! Najpierw daje mi kosza a teraz to!
- Wiesz, wydaje mi się, że omamiła cie swoimi willimi zdolnościami - rzekł Louis który dopiero teraz się odezwał.
          Doszli pod klasę a nauczyciel, który wyjrzał przez drzwi gestem ręki zaprosił ich do środka. Wszyscy posłusznie usiedli w ławkach. James wraz z Fredem usiedli na samym tyle. Przy oknie, dwie ławki przed nimi usiadła Marisa wraz z Carlą.
Profesor Binns zaczął lekcję. Jego senny głos rozchodził się po całym pomieszczeniu.
James nie tracąc ani chwili na kawałku pergaminu naskrobał kilka słów.

Musimy porozmawiać, wszystko ci wyjaśnię.
                                                                                                                                             J.

        Zaczarował papier który wylądował prosto na stoliku Carli. Delikatnie otworzyła go. Po przeczytaniu pokazała przyjaciółce, która odwróciła się aby spojrzeć na nadawcę. W jej oczach widniał gniew. Brunetka naskrobała odpowiedz na odwrocie kartki i wysłała ja.


Nie mamy o czym, dla mnie wszystko jest jasne!
                                                                                                             C.



Proszę, chociaż wysłuchaj tego co mam do powiedzenia
                                                                                         J.
  
 Nie!



Daj mi chodź jedną szansę a wszystko ci wyjaśnię.
                                                                            J.

Nic.


 To zajmie tylko chwilę. Proszę.
                                           J.


Wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z przyjaciółka i odpisała.


Dobra, czekaj na mnie na dziedzińcu. Masz pięć minut.
                               C.

OK, będę czekał. 
                 J.


            Profesor Binns opowiadał jeszcze o wojnach goblinów ale nikt w klasie go nie słuchał, zazwyczaj mu to nie przeszkadzało. James myślał jak ma  to wszystko powiedzieć Carli i czy w ogóle mu uwierzy. 
Zabrzmiał  dzwonek oznaczający koniec zajęć. Chłopak czuł strach, niepewność i wściekłość na Anabell.
.................................................................................................................................................
Musze przyznać, że rozdział podoba mi się najbardziej ze wszystkich poprzednich.
Mam nadzieje, że Wam też przypadł do gustu.
Po kilka razy zmieniałam niektóre sceny i jest jak jest.
Możecie pomyśleć że to blog tylko o miłości i młodzieńczych rozterkach, ale w przyszłości planuję zrobić coś innego niż to obecnie, nie zdradzam za dużo, ale na to jeszcze trochę poczekacie.
Niestety, ale mam nadzieję że wam się spodoba :)

czwartek, 27 czerwca 2013

6.Dziewczyna i mecz.

Rozdział dedykuję mojej nowej czytelniczce, która uprosiła mnie abym dodała go szybciej.
Pozdrawiam wszystkich czytelników :)
..............................................................................................................................
            Nastolatkowie szli właśnie korytarzem na siódmym piętrze.
-James a gdzie my właściwie idziemy?
-Zaraz zobaczysz - Odparł - To tutaj, zaczekaj chwilkę.
           Chłopak przeszedł trzy razy wzdłuż pustej ściany, myśląc swoje życzenie. Przed nimi pojawiły się srebrne drzwi. Przeszli przez nie a ich oczom ukazał się przytulny pokój z wielkim kminkiem i zastawionym stołem stojącym po środku. Ściany były bordowe a w nich znajdowały się ogromne okna przez które widać było jeziorko i błonia. Przy komiku stała kanapa i mały stolik
-To jest właśnie pokój życzeń? - Spytała brunetka.
-Tak, jeśli chcesz się do niego dostać musisz musisz tak jak ja, przejść trzy razy wzdłuż tej ściany, myśląc o tym gdzie chcesz się znaleźć - Rzekł i uśmiechnął się.
           Gdy zjedli kolację, usiedli na kanapę i rozmawiali. Carla przyglądała się palenisku. Spojrzała na Jamesa-Dlaczego mi się tak przyglądasz?-Spytała skrępowana.
-Bo jesteś śliczna, mądra, zabawna i inna niż wszystkie - Odpowiedział z uśmiechem. Zielonooka nic nie powiedziała, speszona słowami chłopaka zarumieniła się.
           James niepewnie przysunął się do Carli i delikatnie musnął jej wargi .Odwzajemniła pocałunek. Brunet objął ją ramieniem a ta wtuliła się w jego tors.
-Czyli oficjalnie mogę mówić, że jesteś moja dziewczyną? - Spytał szeptem.
-Hyyy, niech pomyślę-Udała zamyślenie - Oczywiście.
            Jamesa ucieszyła ta odpowiedz. Jeszcze bardziej przysunął dziewczynę do siebie i wtulił twarz w jej włosy. Siedzieli tak  od dwóch godzin i opowiadali sobie wybryki  z czasów kiedy jeszcze nie chodzili do szkoły.
-Kiedyś, gdy miałam sześć może siedem lat-Zaczęła-Gdy magia zaczynała się u mnie objawiać  zmieniałam kolor włosów moim braciom kiedy mi dokuczali, nie wiedzieli co maja robić i biegali do rodziców na skargę, ale zawsze to oni dostawali  kare-Oboje zaśmiali się-Należało im się.
-Rodzie mi opowiadali, że gdy miałem trzy lata grzebałem im w rzeczach i znalazłem pelerynę-niewidkę taty, chciałem zrobić im żart i schowałem się pod nią i wszedłem pod łóżko. Szukali mnie około dwóch godzin a ja leżałem tam i spałem.Gdy się obudziłem, rodzice odchodzili od zmysłów, nawet chcieli zgłosić moje zaginięcie. Dostałem wtedy karę i przez miesiąc nie mogłem latać na mojej miotełce.To były męczarnie-Zaśmiał się na wspomnienie dawnych czasów.

***

           Była sobota, dziś miał się odbyć pierwszy mecz w tym sezonie. Gryffindor przeciwko Slytherinowi. Pogoda była niekorzystna do gry. Wiał silny wiatr, i zbierało się na deszcz. Zawodnicy za chwilę mieli wychodzić z szatni. Z trybun dobiegały wesołe okrzyki uczniów. James był lekko zdenerwowany, to przecież od niego zależy wygrana drużyny.
            Kapitanowie drużyn uścisnęli sobie dłonie. Zawodnicy wsiedli na miotły i odlecieli. Pani Booch wystrzeliła kafel, tłuczki i złoty znicz. James od razu zaczął poszukiwania małej piłeczki.
           Gra trwała już  od dziesięciu minut i Gryffindor prowadził czterdzieści do dziesięciu. Chłopak po raz kolejny okrążał stadion. Kątem oka dostrzegł, ze szukający Slytherinu niebezpiecznie nurkuje. Zrobił to samo co jego przeciwnik, lecz było to tylko zmyłką. Co chwile nadlatywały tłuczki, ale pałkarze dobrze wykonywali swoje obowiązki i do tej pory żaden z zawodników Gryffindoru nie ucierpiał.
            Teraz Ślizgoni prowadzili siedemdziesiąt do pięćdziesięciu. Mała piłeczka latała właśnie nad pętlami Ślizgonów. James rozpędził się najszybciej jak mógł, wyciągnął prawą rękę przed siebie ale to na nic. Znicz zdążył umknąć, i już go nie było widać.
           Zrezygnowany wrócił na swoją dawną pozycję. Spojrzał na tablicę wyników i nie dowierzał. Ślizgoni prowadzili już dziewięćdziesiąt do sześćdziesięciu. Przyczyną tak niskiej liczby punktów były liczne faule ze strony przeciwników, oczywiście niedostrzegane przez nauczycielkę.
-Buuuuuuuuuuuu - Dało się słyszeć z trybun po stronie Ślizgonów.
-I co Potter, przegrywacie a ty nie możesz znaleźć znicza - Zadrwił szukający.
-Odwal się Grant, ciekaw jestem czemu ty go jeszcze nie złapałeś! - Krzyknął James i odleciał na drugi koniec boiska.
-I kolejny punkt dla Slytherinu. Gryffindor jest w poważnych tarapatach, jeśli Potter nie złapie znicza, przegrają ten mecz - Zawołał komentator.
           Krukonom i Puchonom zależało na wygranej Gryffindoru tak samo jak mieszkańcom tego domu.
Minęło już pół godziny, żaden ze ścigających nie złapał znicza, a w punktacji Ślizgoni dalej prowadzili.
Jak na złość zaczął padać obfity deszcz. Część uczniów zaczęła zbierać się do zamku.
            Nagle Jamesowi mignęła przed oczami ledwie widoczna złota plama. Ruszył w tamtym kierunku a widzący to jego przeciwnik zrobił to samo. Znicz  znajdował się trzy stopy nad ziemią, trzeba mieć dobrze opanowane latanie aby umieć wyhamować w odpowiednim momencie.James oczywiście umiał to zrobić ale jego przeciwnik nie. Musiał wyhamować o wiele wcześniej i w ten sposób już nie dogonił zielonookiego, który właśnie złapał znicz.

***

          Wychodząc z szatni, James usłyszał o imprezie w Pokoju Wspólny za pół godziny. Doszedł do znajomych czekających na miego.
-Świetny chwyt-Pochwalił go brat - Ale szkoda, że to nie my wygraliśmy-Dodał mniej entuzjastycznie.
-Bo wasz szukający jest do niczego.To ty powinieneś nim być, grasz tak samo dobrze jak ja - Odparł brunet.
-Sam wiesz na jakiej podstawie są wybierani gracze do naszej drużyny.
-No tak zapomniałem, że liczy się tylko władza i pieniądze, ale chodźmy bo zmokniemy.
           Ruszyli więc w stronę zamku.
Przekraczając próg byli już i tak przemoknięci do ostatniej suchej nitki.

.................................................................................................................................
Rozdział jest krotki i  nie do końca mi się podoba. Na usprawiedliwienie mam to, że nawet sama J. K. Rowling mówiła, że mecze były dla niej bardzo trudne do opisania.

Niech każdy kto czyta tego bloga pozostawi komentarz czy podoba mu się to co pisze, czy nie. Przyjmę nawet najgorszą krytykę.

piątek, 21 czerwca 2013

5.Hogsmeade.

Trochę mnie zawiedliście bo nikt nie chciał rozdziału, no ale trudno,  i tak go dostaniecie.

Rozdział dedykuję Leviosaaar :3 i Lilce bo mam pewność, że choć one dwie czytają moje wypociny.
..................................................................................................................................
          Promienie słońca przedzierały się przez zasłony łóżka Jamesa, tym samym budząc go. Była dopiero 8.17 więc nie musiał jeszcze wstawać. Koledzy z dormitorium jeszcze spali.
         Pomyślał czy on tak na prawdę chce tej randki, przecież w ogóle  nie zna tej dziewczyny, ale z drugiej strony trzeba poznawać nowych ludzi, przecież może być naprawdę fajnie. Jeśli nie spróbuje, nie przekona się a poza tym już jej obiecał, więc dotrzyma słowa.
          Kolejny raz spojrzał na zegarek , była 8.22. Postanowił wstać i iść do toalety zanim uprzedzą go jego współlokatorzy. Nalał gorącej wody do wanny, wszedł i w tej chwili wszystkie jego mięśnie się rozluźniły, było mu tak przyjemnie.
         Siedział już tak od 30 minut. Woda w wannie stała się już chłodna.
-James,długo jeszcze tam będziesz siedział, nie jesteś sam - Wołał Louis.


***

            Stał już w Pokoju Wspólnym, czekając na Gryfonkę. Dochodziła umówiona godzina, gdy na schodach do dziewczęcego dormitorium pojawiła się Carla. Była ubrana w błękitne rurki i granatowy sweterek.Jej włosy swobodnie opadały na ramiona, a jej śliczne zielone oczy miała lekko pomalowane tuszem do rzęs.Jej usta miały barwę dojrzałych, soczystych malin. Chłopak oniemiał gdy ją zobaczył.
-Hej, długo czekałeś? - Zapytała.
-Nie, tylko chwilkę.Wyglądasz naprawdę ślicznie - Powiedział James a dziewczyna lekko się zarumieniła.
-Dzięki-Odparła nieśmiało - To jak, idziemy?
-Tak, chodźmy.
           Ruszyli w kierunku portretu Grubej Damy.Szybko dotarli do Sali Wejściowej i przeszli przez kontrolę woźnego.James zdążył jeszcze wychwycić zdziwione spojrzenie Anabell, stojącej ze swoim chłopakiem.


***


            Dzisiejszy dzień nie był zbyt udany na wypad do wioski. Wiał chłodny wiatr, a do tego zbierało się na deszcz. Nastolatkowie dotarli właśnie do Hogsmead. 
-Carla, jest jeszcze taka sprawa - Zaczął James.
-Tak?
-Obiecałem Louisowi, że kupie prezent dla Becky, ten jego jest trochę  nieodpowiedni a teraz sam już nic nie kupi. Nie masz nic przeciwko?
-Oczywiście, że nie, lubię kupować prezenty,  pomogę ci coś wybrać,  bo ty chyba sam jeszcze nie wiesz co to ma być - Powiedziała dziewczyna a na jej usta wypłynął szeroki uśmiech.
-No  masz rację, trochę liczyłem, że mi pomożesz.
-No więc chodźmy, znam kilka fajnych sklepów.

***

               Obeszli już całe Hogsmeade i nic nie znaleźli. Przechodzili właśnie obok wystawy sklepu jubilerskiego, Jamesa zaciekawiła jedna z bransoletek 
-Wejdziemy tu? - Spytał chłopak.
-Właśnie miałam o to samo spytać - Odparła brunetka.
-Dzień dobry - Rzekli do starszej kobiety.
-Chcielibyśmy obejrzeć tę srebrną bransoletkę z wystawy.Tę z motywem serca - Rzekł James.
-Już, chwileczkę - Powiedziała sprzedawczyni i zaklęciem przywołując bransoletkę która wylądowała na jej dłoni.
-Myślisz, że będzie dobra? - Spytał chłopak oglądając biżuterię.
-Na pewno, jest śliczna, masz dobry gust - To powiedziawszy zarumieniła się.
-Więc weźmiemy ją - Odparł do sprzedawczyni.

            Weszli właśnie do Herbaciarni Pani Puddifoot. Byław różnych odcieniach różu,błękitu i bieli. Panowała tu bardzo romantyczna atmosfera. Wzrokiem wyszukali parę i podeszli do niej.Carla zagadała Becky a James dyskretnie podał Louisowi małą paczuszkę.
-Wiecie, nie będziemy wam przeszkadzać.Pójdziemy już-Oznajmił James - No to cześć.
-Bawcie się dobrze-Pożegnała się Carla.
-Wy też - Odparła Becky.

-Chciałabyś tu zostać czy wolisz pójść gdzieś indziej-Spytał uśmiechając się.
-Zostańmy tutaj, rozgrzejemy się i potem może pójdziemy jeszcze gdzieś.
-No to okej, strasznie zmarzłem-Powiedział brunet i ręką wskazał na wolny stolik pod oknem.
          Usiedli, zamówili ciastka i gorącą czekolad. Rozmowa szła gładko, poznali się lepiej. James dowiedział się, że Carla ma trzech starszych braci którzy nauczyli ja grać w Quidditcha. James opowiedział jej o swoim rodzeństwie i kuzynach.Zupełnie zapomnieli o wszystkim co było dookoła nich .Minęły już trzy godziny kiedy postanowili wrócić do zamku.
           Wyszli z kawiarni i ruszyli w stronę zamku.Szli już od jakiś pięciu minut. James widząc jak dziewczyna marznie, okrył ja swoja bluza .
-Dzięki-Rzekła dziewczyna uśmiechając - Ale teraz tobie będzie zimno.
-Nie będzie, nie przejmuj się - Odparł i odwzajemnił uśmiech.
             Ponownie zaczęli rozmawiać i w ten sposób minęła im cała droga aż do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
-Dziękuje za bluzę-Powiedziała i oddała ją chłopakowi - Było bardzo miło-To powiedziawszy uśmiechnęła się.James ponownie go odwzajemnił, miała taki piękny uśmiech, że nie sposób było tego nie zrobić.
-To może to powtórzymy?Jutro o 18.00? - Spytał. Dziewczyna zarumieniła się i tylko skinęła głową twierdząco.
-Do jutra - Powiedziała i niepewnie pocałowała chłopaka w policzek.
            James patrzył jeszcze jak zielonooka znika na schodach do dormitorium.
Całej tej scenie bacznie przyglądała się Anabell i jej przyjaciółki oraz reszta uczniów znajdujących się w Pokoju Wspólnym.Niektóre dziewczyny były zazdrosne, ponieważ jeszcze niecały rok temu James był zwykłym podrywaczem, w którym kochała się połowa dziewczyn w Hogwarcidzie, ale w te wakacje coś się zmieniło, po prostu wydoroślał.

***

            Gdy przekroczył próg dormitorium od razu usłyszał głos swojego kuzyna.
-James, jesteś genialny. Becky była zachwycona tą bransoletką. Wisze ci przysługę.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i nic nie mówiąc skierował się w stronę swojego łóżka.
.............................................................................................................................................
Przepraszam że rozdział taki krótki. Kolejny mam napisany ale jeszcze na razie go nie dodam.
Piszcie swoje opinie ale również te związane z akcją i wątkiem .

niedziela, 16 czerwca 2013

Ogłoszenie parafialne.

Mam napisany kolejny rozdział, ale nie wiem czy go już dodać, ponieważ poprzedni przeczytało zaledwie kilka osób. Jeśli chcecie abym go dodał napiszcie komentarz a jeśli będzie (jak dla mnie) wystarczająca ilość to automatycznie pojawi się nowa notka.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

4.Rozmowa.

            Przeszli właśnie przez drzwi. Chłopak pomyślała ,że może jak się komuś wygada to zrobi mu się lepiej, może Ros go zrozumie, poradzi mu co mam robić.
- No wiec?-Zaczął James.
- Na razie wiem tylko tyle, że zaprosiłeś Anabell na randkę a ona Ci odmówiła -Odpowiedziała rudowłosa.
- No tak, tak  było .
- A powiesz mi coś więcej, może ci w czymś pomogę, nie możesz się w sobie zamykać. Wszyscy się o ciebie martwimy.
- No wiem, ale nie chciałem żebyście wiedzieli ,żeby ktokolwiek wiedział.
- Ja cie rozumiem, naprawdę. Wiem jak to jest. Choć to trudne, najlepiej jest o tym zapomnieć.
- Tak myślisz? Bo ja naprawdę nie wiem, co mam zrobić.
- Niedługo zaczną się treningi, będziesz miał mniej czasu na rozmyślanie nad dziewczynami. Będziesz myślał  nad tym jak złapać znicz-Powiedziała Rose i uśmiechnęła się delikatnie.
            James odwzajemnił uśmiech. Zrobiło mu się trochę lżej ,że ktoś chciał wysłuchać jego żali .Mijali właśnie jezioro . Tafla była bardzo gładka . Nie wiał nawet najmniejszy wiatr. Był piękny Wrześniowy dzień .
- James a ty tak na poważnie myślałeś o Ann?-Zapytała rudowłosa.
- No wiesz przedtem też uważałem ją za ładną , ale tak pod koniec piątej klasy mi się spodobała .
- Aha , może to tylko chwilowe. Zobaczysz niedługo spotkasz kolejną fajną dziewczynę która będzie wolna.
- Miejmy nadzieję .A co tam u ciebie?Jestem strasznym egoistą ,gadam tylko o sobie.
- Nieprawda ,nie jesteś ,a u mnie po staremu , chłopak który mi się podoba ,mnie nie zauważa , ja nie wiem co mam zrobić żeby chociaż powiedział mi te głupie "cześć" .
- A czemu to ty do niego nie zagadasz pierwsza? My jesteśmy inni niż wy i nie zauważamy waszych "sygnałów" .
-Bo to wy macie zrobić ten pierwszy krok, co ja bym zrobiła gdyby powiedział że mu się nie podobam? Spaliła bym się ze wstydu.
- Czyli to my mamy zrobić z siebie idiotów gdy nam odmówicie, tak jak ja?-Zapytał lekko rozbawiony słowami kuzynki .
- James, ja przepraszam ,nie obrażaj się , nie to miałam na myśli .
-Wiem, ale lubię łapać cię za słówka  ,wtedy tak słodko się tłumaczysz .-Powiedział James śmiejąc się zadziornie .
- Świnia -Powiedziała Rose ,udając ,że się obraża .
- Że ja świnia ,tak?
- Tak-Odparła.
            James złapał kuzynkę w tali, podniósł ją  i położył  sobie na ramieniu. Była bardzo drobną dziewczyną więc nie miał z nią żadnego problemu. Zaczął iść w stronę jeziora.
- JAMES PUŚĆ MNIE!!! - Krzykneła dziewczyna, próbując wyrwać się z uścisku kuzyna. Miała z tym problem gdyż był on dość silny.
- Trzeba było się nie zaczynać .-Odpowiedział śmiejąc się z poczynań kuzynki.-Mi i tak nie dasz rady.
- James proszę cie puść mnie - Gdy zobaczyła gdzie niesie ją chłopak zaczęła jeszcze bardziej się wyrywać -
JAMES, BŁAGAM TYLKO NIE DO WODY!!
- A dalej jestem świnia?
- Tak, ale puść mnie.
- Jesteś tego pewna - Spytał stojąc na brzegu pomostu.
- Dobra nie jesteś, a teraz postaw mnie na ziemie.
- Jak sobie życzysz ,i nie zadzieraj ze mną więcej bo jestem starszy ,silniejszy i mądrzejszy.
- Ty mądrzejszy?- Spytała z uśmiechem dziewczyna.
- Chcesz wylądować w tym jeziorku?
- Dobra, nie. Wracamy już?
- Tak ,chodźmy, bo strasznie głodny jestem. A ty?
- Tak, ja też.
***

Minął już kolejny miesiąc .Była połowa Października .James od rozmowy z Rose stał się taki jak dawniej , poukładał sobie wszystko i zdecydował że nie może załamywać się z powodu dziewczyny  Treningi zaczęły się już dwa tygodnie temu , lecz im było bliżej do pierwszego meczu stawały się dłuższe i bardziej wyczerpujące .Trenowali cztery razy w tygodniu . W każdą pogodę . Kapitan dawał im niezły wycisk , ale było to słuszne ponieważ ich pierwszy mecz mieli rozgrywać ze Ślizgonami .

            James właśnie wracał z lekcji .Szedł do biblioteki aby napisać esej na temat zaklęcia Patronusa. Wszedł do biblioteki .Wziął  potrzebne książki  i usiał przy pustym stoliku .Minęła już godzina a on nie miał jeszcze zapisanej połowy tego co zadała im Profesor.
- Hej James, można się dosiąść? - Zapytała dziewczyna wskazując na krzesło. Jest Gryfonką z jego rocznika. Ma długie czekoladowe włosy opadające falami do pasa, duże zielone oczy a figurę niemal doskonałą. Podobała się wielu chłopcom ale nigdy żadnego nie chciała. Była typem cichej dziewczyny żyjącej w swoim świecie.
- Tak, siadaj Carla - Odparł chłopak.
- Piszesz esej na  Transmutację? - Spytała.
- Tak, ale marnie  mi to idzie, a ty już napisałaś?
- Właśnie skończyłam - Powiedziała i skinęła w stronę wypracowania trzymanego w ręku.
- Aa, dałabyś przeczytać, tak dla wzoru?
- Jasne, trzymaj - Odparła i podała chłopakowi pergamin - Próbowałeś już wyczarować Patronusa?
- Ja jeszcze nie, a ty?
- Trochę ale mi nie wychodziło. A, James pewnie wiesz, że jutro jest wypad do Hogsmade i chciałam zapytać czy nie poszedłbyś tam ze mną?
- No dobra, to jutro o 12.50 będę czekał w Pokoju Wspólnym, okej? - Odpowiedział, niepewnie chłopak.
- No dobrze - Odparła i posłała chłopakowi szeroki uśmiech - To do zobaczenia - I ruszyła w stronę dwóch  przyjaciółek bacznie przyglądających się ich rozmowie.
       W bibliotece spędził jeszcze półtorej godziny, lecz wreszcie skończył.Wstał od stolika. Odłożył książki na półki i wyszedł.
       Droga do Wieży Gryffindoru minęła mu szybko. Przeszedł przez portret Grubej Damy i sprawdził czy ktoś z jego przyjaciół jest jeszcze w Pokoju Wspólnym. Nikogo nie było więc skierował się do dormitorium.Gdy otworzył drzwi jego oczom ukazał się niesamowity bałagan.
- Chłopaki, co tu się stało-Spytała James -Wygląda jakby tędy trąba powietrzna przeszła.
- To tylko Louis szuka ubrań na jutrzejszą randkę - Zaśmiał się Fred.
- Nie śmiej się, to nie byle jaka randka - Oburzył się Louis.
- No oświeć mnie - Powiedział Fred.
-Jutro minią trzy tygodnie jak chodzę z Becky.
- A co dla niej masz? - Zapytał James.
- Pudło słodyczy - Odparł.
- Czyś ty zgłupiał, kupować dziewczynie pudło słodyczy - Do rozmowy dołączył się Kris, który właśnie wyszedł z łazienki.
- Przecież ona lubi słodycze - Bronił się Louis.
- Ale na rocznicę? - Zapytał James - Przecież ona cie rozszarpie jak je zobaczy.
- To co ja mam teraz zrobić? W  Hogsmade nigdzie nie pójdę, bo będę z nią - Rzekł zrezygnowany chłopak - A wy idziecie?
- Ja i Fred mamy szlaban u McGonagall - Odparł Kris.
- No to pozostajesz mi tylko ty James - Rzekł  chłopak.
- Ale ja mam randkę.
- O nowość, James ma randkę, co ci się stało, że zaprosiłeś jakąś dziewczynę? - Zapytał Kris.
- To nie ja ją, tylko ona mnie - Odpowiedział.
- No to pójdziesz z nią, doradzi ci - Rzekł błagalnie Louis.
- No dobra, a co to ma być? - Zapytał  James.
- Wymyśl coś, błagam cię.
- No dobra ale nie miej potem do mnie pretensji jak jej się nie spodoba.
- Na pewno to będzie coś fajnego.
         James poszedł wziąć kąpiel a gdy wyszedł z toalety położył się na łóżku i zasnął.
..................................................................................................................................
Rozdział jako tako mi się podoba ,starałam stosować się do wszystkich waszych rad i mam nadzieję ze już jest trochę lepiej. Piszcie wasze opinie ,czy są pozytywne czy negatywne  :)

wtorek, 28 maja 2013

3.Przepowiednia.

       Wszyscy wyszli z klasy i ruszyli w stronę Wieży Astronomicznej. Zajęcia mieli mieć z profesor Sybillą Trelawney. Wdrapali się po drabinie do okrągłego pomieszczenia w którym było bardzo duszno przez liczne kadzidełka. Lekcje mieli mieć z Krukonami. Chłopcy usiedli przy stoliku pod oknem.
-Dobrze dzieci dziś będziemy wróżyć przyszłość  z kryształowych kul. Usiądźcie się parami.
James usiadł z Krisem ,a ukradkiem spoglądając stwierdził że Anabell usiadła ze swoją najlepszą przyjaciółka Marisą.
-Wszyscy mają kule? Tak? Więc niech każdy  przyjrzy się jej i powie co widzi.
-Może ty - Wskazała na jedną z Krukonek.
-To, to wygląda trochę jak słoń.
-Tak słoń.-Powiedziała jak by zamyślona nauczycielka - To oznacza, że w najbliższym czasie spotka cię szczęście - Dziewczyna uśmiechnęła się.
-To może teraz ty - Wskazała na jedną Gryfonkę.
Dziewczyna trochę nieśmiało powiedziała :
-Wydaje mi się że to jest gołąb.Co on symbolizuje Pani profesor?
-To, że niedługo spełni się twoje najskrytsze marzenie .
       Dziewczyna lekko się  zarumieniła i spuściła głowę. Po chwili spojrzała  na Louisa. Ten też się zarumienił.
-To może teraz ty chłopcze - Wskazała na Jamesa.
-Ja ,widzę tak jakby to była podkowa ale tu jest też coś na kształt krzyża (?) - Zdziwił się .
-Ciekawe, ciekawe - Powiedział nauczycielka bardziej do siebie niż do uczniów.
-Pani profesor a co to znaczy? - Spytała jakaś Gryfonka.
-Ból i cierpienie po którym przyjdzie szczęście - James teraz był naprawdę  zdziwiony, ale pomyślał że coś źle odczytał, bo przecież co to może oznaczać.
Tak minęła im cała lekcja.

***

         James wraz z Krisem, Fredem  i Louisem siedzieli w Pokoju Wspólnym i pisali esej na transmutację. Nie było tam prawie nikogo, ponieważ  większość wolny czas spędzała na błoniach. Tkwili tu  już od półtorej godziny.
-Ja mam dosyć idę się przejść, idzie ktoś ze mną? - Spytał James.
-Ja nie mogę ,muszę jeszcze to dokończyć - Odpowiedział Kris.
-Ja też - Dodał Fred.
-A ty Louis?
-Stary ja dopiero co zacząłem.
-Dobra to idę sam.
         Wyszedł przez portret Grubej Damy. Szedł jednym z korytarzy. Myślał o dzisiejszej lekcji Wróżbiarstwa Nagle na kogoś wpadł. Była to Anabell .
-Przepraszam - Powiedział i pomógł zbierać dziewczynie książki które wypadły jej z rąk - Zamyśliłem się.
-Nic się nie stało - Powiedziała biorąc od niego ostatnią książkę.
-A, Anabell,  chciałem Cię o coś zapytać - Powiedział trochę zawstydzony.
-Tak?
-Bo, może byś chciała pójść ze mną na  spacer ?
-E, James tobie chodzi o randkę?
-Noo, tak.
-James, ty jesteś fajnym chłopakiem ale ja już kogoś mam. Przepraszam.- Powiedziała i ze spuszczona głową   ruszyła w stronę Wieży Gryffindoru.
James nie wiedział co ma myśleć, miał kompletny mętlik w głowię. Wrócił do Wieży.
-Hej stary co ty taki przygnębiony, masz minę jak by ktoś umarł - Zaśmiał się Kris.
           Chłopak go zignorował i skierował się do dormitorium. Było puste. Poszedł do łazienki i wziął kąpiel. Gdy wyszedł położył się do łóżka i od razu zasnął.


***

            Od owego zdarzenia minęły już prawie dwa tygodnie. Był sobota.Teraz James każdą wolna chwilę spędzał w dormitorium lub bibliotece. Teraz siedział w Wielkiej Sali na śniadaniu. Wstawał właśnie od stołu gdy za plecami usłyszał jakiś głos.
-James możemy porozmawiać? - To była Rose (Choć jest o dwa lata młodsza zawsze była blisko z Jamesem gdyż była jedyną dziewczyną z którą mógł porozmawiać )
-A o czym ty chcesz rozmawiać - Spytał dość oschle.
-O tobie.
-Więc nie ma o czym.
-Owszem jest .Od prawie dwóch tygodni jesteś jakiś dziwny ,zamknięty w sobie. Unikasz nas wszystkich .Chodzisz przygnębiony.Co się z tobą dzieje? Przecież wiesz ,że mi możesz powiedzieć o wszystkim.
-Nie chce o tym gadać, dobra?
-Dobra, nie będę Cię zmuszać, jak zmienisz zdanie to wiesz gdzie mnie szukać-Powiedziała i wróciła do  stołu.

           James chciał być teraz sam. Szedł właśnie na siódme piętro, gdy był w pierwszej klasie tata mu powiedział ze znajduje się tam pokój Życzeń. Wyjaśnił mu, że trzeba przejść trzy razy wzdłuż pustej ściany myśląc życzenie gdzie się chce znaleźć.
          Był już prawie na miejscu gdy po drodze spotkał Anabell, szła z jakimś Gryfonem z siódmej klasy. W środku aż zagotował się z zazdrości ale nie dał tego po sobie poznać. Przyśpieszył kroku i przeszedł niby obojętnie. Nie wiedział jakie życzenie pomyśleć. Wtedy przypomniał sobię dom. Jak on chciał by się  tam znaleźć.Właśnie w tej chwili pojawiły się przed nim drzwi .
           Obejrzał się czy nikt go nie widzi i wszedł do środka.Pomieszczenie w którym się znalazł wyglądało jak dokładna replika jego pokoju w Dolinie Godryka.Usiadł  się na łóżku. Pomyślał o rodzicach.Od czasu przyjazdu do nich nie pisał .Pomyślał ,ze chciał by mieć tu pióro, kałamarz i pergamin. Jak pomyślał tak się stało.

Kochani rodzice,
U mnie wszystko w porządku  ,nie zarobiłem jeszcze żadnego szlabanu  i nawet lepiej idzie mi  z ocenami .
A u was? Wszystko w porządku?
James


           Życzenie się spełniło i w okno zapukała sowa. Przywiązał list do jej nóżki i wypuścił ja, Położył się na łóżku i choć nie było jeszcze nawet południa, usnął .Rano obudziła go mała płomykówka, która zawzięcia pukała w szybę.Wstał i otworzył okno aby  sowa mogła wlecieć.Upuściła list na łózko i wyleciała z pomieszczenia.Wyjął list z koperty  i zaczął czytać.


James,
Tak u nas wszystko dobrze ale nie musisz udawać Lily  wspominała że  od  początku roku jesteś jakiś zamknięty w sobie  i z nikim nie chcesz rozmawiać. Myślałem, że sam napiszesz  jeśli będziesz chciał porozmawiać  ale widocznie myliłem się. Jeśli będziesz chciał chętnie wysłucham co cie gnębi a jeśli nie chcesz, nie będę naciskał.
Kocham Cie, tata.

Wziął do ręki pióro i pergamin i naskrobał kilka słów.

Tato,
dzięki ale  sam muszę sobie z tym poradzić.
Pozdrów  mamę i  dziadków.
James.

Po raz drugi do okna zapukała sowa i czekała aby przywiązać jej list do łapki.

*** 
(Tym czasem w pokoju wspólnym )

-No i gdzie on jest?! Jesteście pewni, że nie wrócił na noc do dormitorium? - Spytała nerwowo Rose.
-Tak, nie było go - Odpowiedział Fred
-Znajdzie się - Odparł niczym nie przejęty Kris.
-Nie ma go od wczorajszego poranka, coś musiało się stać! - Powiedziała coraz bardziej zdenerwowana Rose.
-A ja mówię wam zabalował pewnie z jakąś panną i zaraz wróci - Powiedział spokojnie chłopak.
-Kris!! Nawet nie wiesz w jakim on był stanie gdy go ostatnio widziałam. Nie był w nastroju na zabawę! Uwierz mi! - Wybuchła Rose
-No dobra, dobra. Tylko żartowałem.
-A ja nie mam nastroju na żarty!
-Coś się stało, słychać was aż w dormitorium? - Spytała Anabell .
-Tak, James nie wrócił od wczoraj od rana, nie wiemy co się z nim dzieję. Ostatnio jest jakiś zupełnie inny.
-Rose możemy porozmawiać na osobności - Spytała patrząc na chłopców.
-Jasne. Chłopaki zostawcie nas na chwilę .
-Ok już nas nie ma.
        Odczekały chwilkę aż chłopcy się oddalą, aby  ich nie słyszeli.
-On prze zemnie się tak dziwnie  zachowuje - Powiedziała spuszczając głowę.
-O czym ty mówisz An? -  Spytała zdziwiona Rose.
-No bo to moja wina. W pierwszy dzień zapytał mnie o randkę, a ja mu odmówiłam, bo od trzech miesięcy jestem z Alexem, nic wam wcześniej nie mówiłam bo nie było się czym chwalić. A wczoraj James widział nas razem, szedł wtedy chyba na siódme piętro.
-Dzięki ,muszę wyjść - To powiedziawszy wybiegła  z Pokoju Wspólnego i skierowała się tam  gdzie mówiła Anabell. 

***

          James wychodził właśnie z Pokoju Życzeń, chciał iść na błonia.
-James zaczekaj - Usłyszał za plecami wołanie kuzynki.Poczekał aż do niego dojdzie i zapytał :
-O co chodzi?
-Musimy porozmawiać.
-Właśnie szedłem na błonia.
-Więc idziemy - Powiedziała dziewczyna i pociągnęła  go za rękaw.

poniedziałek, 27 maja 2013

...

Ludzie ,proszę jeśli zaczęliście czytać tego bloga ,wyraźcie to co o nim myślicie .To dla mnie bardzo ważne .

niedziela, 26 maja 2013

2.Wreszcie Hogwart.

           Wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy z półek. James widział jak Anabell męczy się ze zdjęciem kufra więc powiedział :
-Może pomóc?
-A mógł byś? - Spytała uśmiechając się do chłopaka.
-Jasne.
-Dziękuje.
- Nie ma sprawy - Od powiedział puszczając jej oczko.
         Uczniowie zaczęli wysiadać z pociągu a w oddali można było słyszeć:
-Pirszoroczni, do mnie! Pirszoroczni! - Zagdżmiał głos gajowego
-Witaj Hagrid - Przywitali się wszyscy - Miło Cię widzieć!
-Witajcie dzieciaki .Was też. Ale żeście wyrośli! - Rzekł Olbrzym
-Do zobaczenia później! - powiedziała Lily-Niedługo Cię odwiedzimy!
-Trzymam za słowo.
-No lećcie już bo się spóźnicie.
-To do zobaczenia-Powiedziała Roxann
          Ruszyli w stronę powozów.Usiedli się w jednym z nich i jechali ciągnięci przez niewidzialne stworzenia.
-Jak dobrze znów być w domu - Oznajmiła Anabell.
-Taaak - odpowiedział zamyślony James.
           Po kilku minutach dojechali przed drzwi wejściowe.Wysiedli z powozu i ruszyli ku drzwiom wejściowym.Przeszli przez Salę Wejściową i weszli do Wielkiej Sali. Usiedli przy stole Gryffindoru i zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu przyjaciół. Jedynie Albus ruszył w stronę stołu Slytherinu. Miał tu kolegów lecz jednak wolałby być razem z rodzeństwem i kuzynami.Niestety, Tiara Przydziału podjęła decyzję i musiał się z tym pogodzić.

***

           Drzwi do wielkiej Sali otworzyły się i weszli przez nie wystraszeni pierwszoroczniacy. Szli za Profesorem Flitwickiem niosącym starą Tiarę Przydziału i krzesełko. Rozpoczęła się ceremonia przydziału lecz James słyszał tylko oklaski, gdy któryś z uczniów został przydzielony do domu.
         Był zapatrzony w Anabell. Przyglądał się jej i wciąż  było mu mało. Podziwiał jej długie blond włosy,  jej śliczne oczy które świeciły jak gwiazdy na suficie Wielkiej Sali, była taka cudowna, miał motylki w brzuchu.Wcześniej miał wiele dziewczyn, lecz żadna nie wywoływała u niego takich cudownych uczuć. Wiedział, że w jej żyłach płynie krew willi, ale jej kuzynki, Victorie lub Dominique, również po części wille nigdy tak na niego nie działały. Chciał z nią być lecz nie wiedział czy ona również tego chce.  Mogła mieć każdego chłopaka z całej szkoły.
-James Słuchasz mnie czy nie?!  - Spytał Kris szturchając go w ramie.
-Cco, mówiłeś coś? - Oprzytomniał 
-Pytałem czy wiesz kto został kapitanem Drużyny .
-Aa ,to nie wiem jeszcze, jutro się okaże.
-...jak już mówiłam wstęp do Zakazanego Lasu  jest surowo zabroniony, a każdego kto się tam znajdzie  osobiście ukarze - Powiedziała dyrektorka - To chyba wszystko, więc smacznego!
Powiedziawszy te słowa na stołach pojawiły się przeróżne potrawy.
           Uczniowie zaczęli nakładać sobie wszystkiego po trochu. Po skończeniu kolacji na stołach pojawiły się desery. James nałożył sobie dużą porcję lodów karmelowych z czekoladową posypką. Gdy skończył miał już tak pełen brzuch, że myślał, że nie wstanie. Dyrektorka powstała z miejsca, a wszyscy ucichli.
-Jeśli wszyscy już się najedli, proszę o pójście do swoich dormitoriów. Proszę jeszcze prefektów o odprowadzenie naszych najmłodszych uczniów.
            Wszyscy jak na rozkaz powstali i skierowali się do wyjścia. Po przejściu kilku korytarzy oświetlonych pochodniami znaleźli się przed portretem Grubej Damy.
-Hasło proszę - Rzekła Gruba Dama.
-Musy Świrusy - Od powiedział jeden z prefektów.
          James skierował się do dormitorium chłopców klasy 6. Dzielił je z Louisem, Fredem  i Krisem. Kufry stały już przy łóżku każdego z nich. Zaczął się wyścig do toalety. Dzięki swojej szybkości wygrał James.
-Ha, pierwszy ! - Krzyknął, zamykając drzwi . 
-Nie no, znów?!Dał byś nam choć raz wygrać!- Od powiedział  Kris
-Nigdy, postaraj się gumochłonie!

***

            Chłopak  leżał  jeszcze chwilę w łóżku, rozmyślając o Anabell.Wreszcie udało mu się zasnąć. 
Śnił, że w Grudniu miał być Bal Bożonarodzeniowy, na który ją zaprosił . Zgodziła się. Wyglądała olśniewająco.. Dobrze się razem bawili. Prawie wszystkie piosenki przetańczyli we dwoje, lecz wszyscy chłopcy przez cały bal patrzyli się na nią. Nagle jakiś wysoki brunet "odbił" mu partnerkę. James poirytowany usiadł przy stoliku czekając aż piosenka się skończy i będzie mógł wrócić do partnerki. Nagle ujrzał chłopaka całującego się z jego Anabell. "Nie daruje  mu "-pomyślał .Wstał z krzesła i kierował się do całującej pary ...
-JAMES, WSTAWAJ ! James, za 15 minut zaczynają się lekcje! - budził go Louis
-Dobra już wstaję. A gdzie są wszyscy? - Zapytał
-Na śniadaniu, śpiąca królewno.
-Dlaczego mnie wcześniej nie budziliście?
-Budziłem cie jakieś trzy razy, ale mamrotałeś tylko coś w stylu "nie daruje" czy jakoś tak.
-Aha, dobra, a co mamy pierwsze ?
-Transmutacje  lepiej się pośpiesz jeśli chcesz zdążyć na śniadanie i nie dostać szlabanu od McGonagall.
-Dobra, idę się ogarnąć.
          Wszedł do łazienki ,wykonał wszystkie poranne czynność, uczesał się ,ubrał i wyszedł z dormitorium. W Pokoju Wspólnym spotkał Anabell.
-A ty nie na śniadaniu? -spytał chłopak
-Nie, zaspałam, dziewczyny mówią ze mnie budziły kilka razy, a ja nic nie pamiętam - Odpowiedziała - A ty czemu ni na śniadaniu?
-Ja też zaspałem.
-Masz zamiar iść jeszcze na śniadanie? - Zapytała
-Nie, a ty ?
-Też nie, już i tak nie zdążę, a wole nie dostać szlabanu .
        W chwili gdy doszli do sali od Transmutacji drzwi otworzyły się, a nauczycielka gestem ręki zaprosiła ich do środka. James usiadł w ostatniej ławce razem z Fredem. Przez całą lekcje głowę zaprzątał mu ten sen...
        Jeśli chce z nią być, musi się  w sobie zebrać i ją zaprosić na randkę.  Przecież to jest James Potter, który miał już wiele dziewczyn, a boi się zaprosić właśnie tę. Postanowił, że zaprosi ją przy najbliższej okazji i nie będzie czekał aż jakiś inny chłopak zrobi to za niego. 
          Gdy zadzwonił dzwonek, profesor zadała im esej na półtorej stopy . 

1.Podróż.

               Pierwszego września James obudził się bardzo wcześnie, była dopiero 6.25. Przewrócił się na drugi bok i zaczął myśleć, że znów wróci do Hogwartu, do swojego drugiego  domu. Mimo wszystko żal mu było pozostawiać rodziców na tak długo.
              Pomyślał o tym, że znów zobaczy się z kolegami, znów będzie mógł robić kawały Ślizgonom i że znów będzie mógł zobaczyć JĄ. Była to kuzynka Louisa, Anabelle. Po części także była willa lecz nie z tego powodu mu się podobała.
              Już w drugiej klasie wyróżniała się od innych dziewczyn. Była piękna, mądra, zabawna i do tego tak jak on kochała quidditcha. Także należała do drużyny. Była na pozycji ścigającej, a on był szukającym.Wiele razy ukradkiem patrzył jak zdobywa punkty dla drużyny. Podczas treningów nie bała ubrudzić się, tak jak inne dziewczyny. Była po prostu inna niż one, lepsza i to mu się w niej podobało, bo była po prostu sobą.              
                James  spojrzał na budzik. Wskazywał 7.16, wstał i poszedł do toalety.Wykonał wszystkie poranne czynności i ubrał się.Wzrokiem przeszukał pokój aby sprawdzić czy niczego nie zapomniał. Zszedł na dół do kuchni i usiadł przy stole.
- Dzień dobry wszystkim - Powiedział do rodziny .
- Dzień dobry - Opowiedzieli.
         Wszyscy zjedli śniadanie zaczęli przygotowywać się do odjazdu.
-Chłopcy, macie wszystko spakowane? - Spytał mężczyzna.
-Tak tato - Od powiedzieli obaj.
-A ty Liluś?
-Tak tato.
-Dobrze,  więc poczekajcie chwilkę pójdę zanieść kufry. A ty Al nie zapomnij Hernesta.
-Już po niego idę.

***


             Na stację King's Cross dojechali o 10.25. Weszli na peron 9 i 3/4. W tłumie wypatrzyli Rona i Hermionę Weasley'ów.
-Cześć - Rzekli Potterowie
-Cześć wszystkim. Rose i Hugo poszli już szukać wolnego przedziału, powinni zaraz wrócić, a Angelina,George i Fleur z Billem też niedługo się zjawią - Oznajmiła Hermiona.
-Już jesteśmy mamo. Cześć wam - Rzekła Rose.
-Cześć - Powiedział Hugo.
-O, są Fleur i Bill.
-Cześć chłopacy .Cześć dziewczyny - Przywitał się Louis
-Idzie Wujek George i ciocia Angelina z Fredem i Roxann - Oznajmił Albus.
-Idziemy do przedziału? - Spytała Rose
-A nie zaczekamy na Anabelle i Matthiasa?
- No dobrze więc jeszcze zaczekamy - Powiedział Hugo
           Nagle przy wejściu na peron pojawił się Matthias a za nim szła Anabell. Gdy James ją zobaczył oniemiał.Wyglądała tak ślicznie i zupełnie inaczej niż przed zakończeniem roku.Wydoroślała, nabrała kobiecych kształtów.
             Miała na sobie sukienkę  koloru miętowego, która sięgała do połowy ud, z cieniutkimi ramiączkami i rozpuszczone włosy. Ciało miała lekko opalone, tak, że wyglądała ślicznie.
-Cześć wam, jesteśmy już wszyscy? - Spytała blondynka.
-Cześć, tak już wszyscy - Przywitał się James
-Więc chodźmy już do przedziału - Ponagliła Rose.
- Dobrze, my już pójdziemy - Powiedzieli .
             Wszyscy zaczęli się żegnać z rodzicami.
-Uważaj na rodzeństwo, bądź grzeczny i dobrze się ucz. Pisz do nas - Pożegnała się Ginny-Al ty też uważaj na siebie i opiekuj się siostrą.
- Mamo ja już jestem Duża - Sprzeciwiła się Lily
- Ale jeszcze nie dość duża. Uważaj na siebie.
- James nie rozrabiaj tyle, bo biedna Dyrektor McGonagall nie jest już taka młoda - Zaśmiał się Harry.
- Nic nie obiecuję, rozrabianie odziedziczyłem po tobie - Powiedział James tak, aby usłyszał go tylko ojciec.
-Żegnaj Liluś .Zobaczymy się w święta - Rzekł Harry.
-Cześć, tato.
             Na stacji dało się słyszeć gwizdy i odgłos zamykanych drzwi.Wsiedli do pociągu i wszyscy machali do rodziny, póki nie zniknęli.
- To gdzie ten przedział - Spytał Al.
-Tam na końcu pociągu - Rzekł Hugo.
           Skierowali się w tamtą stronę. Szli przez chwilę, gdy Rose Rzekła :
-To tutaj.
Cała grupa rozsiadła się wygodnie w przedziale. Rozmowę zaczął James.
-To gdzie byliście na wakacjach?
-Ja z Louisem byłam we Francji u naszej babci. A wy ?- Rzekła Anabell
-My całe wakacje spędziliśmy w domu - Rzekła Roxann.
-My też - Powiedziała Lily
-A co ciekawego robiliście we Francji? - Spytał James.
-Chodziliśmy na plażę, bo babcia mieszka w małej wiosce nad morzem, gdzie nic się nie dzieje - Od powiedziała Anabell.
- A ty co robiłeś w wakacje? - Spytała
- Ja prawie całe wakacje trenowałem - Od powiedział James
- Ile ja bym dała żeby móc trenować w wakacje, u babci nie miałam z kim i gdzie.
- Nadrobisz na treningach, tak że będziesz miał dosyć - Zaśmiał się James.
            Na korytarzu było słychać dźwięk nadjeżdżającego wózka ze słodyczami.
-Chcecie coś kupić? - Spytała starsza kobieta.
-Kupujecie coś? - Spytał Albus
-Ja nie - Opowiedziała Roxanne
-Ja też nie - Rzekła Anabell
-A ja poproszę 9 czekoladowych żab i dwa opakowania fasolek wszystkich smaków - Poprosił James i podał pieniądze .
-Proszę kochaniutki. - Powiedział kobieta i podała mu słodycze.
-Częstujcie się wszyscy!
             Każdy wziął po żabie i zaczął jeść. Cała podróż minęła im na śmianiu się głównie z żartów opowiadanych przez Jamesa .Pociąg zaczął zwalniać a przez okna można było dostrzec wieżyczki pięknego zamku.
'Znów jestem  w domu '-pomyślał James.

...........................................................................................................................................
To jest mój pierwszy blog i mój pierwszy rozdział, mam nadzieję ze wam się spodoba. Piszcie swoje uwagi tak, abym wiedziała co mam poprawić. Jeśli to czytasz pozostaw komentarz, będę wiedziała, że w ogóle ktoś to czyta .