Pozdrawiam wszystkich czytelników :)
..............................................................................................................................
Nastolatkowie szli właśnie korytarzem na siódmym piętrze.
-James a gdzie my właściwie idziemy?
-Zaraz zobaczysz - Odparł - To tutaj, zaczekaj chwilkę.
Chłopak przeszedł trzy razy wzdłuż pustej ściany, myśląc swoje życzenie. Przed nimi pojawiły się srebrne drzwi. Przeszli przez nie a ich oczom ukazał się przytulny pokój z wielkim kminkiem i zastawionym stołem stojącym po środku. Ściany były bordowe a w nich znajdowały się ogromne okna przez które widać było jeziorko i błonia. Przy komiku stała kanapa i mały stolik
-To jest właśnie pokój życzeń? - Spytała brunetka.
-Tak, jeśli chcesz się do niego dostać musisz musisz tak jak ja, przejść trzy razy wzdłuż tej ściany, myśląc o tym gdzie chcesz się znaleźć - Rzekł i uśmiechnął się.
Gdy zjedli kolację, usiedli na kanapę i rozmawiali. Carla przyglądała się palenisku. Spojrzała na Jamesa-Dlaczego mi się tak przyglądasz?-Spytała skrępowana.
-Bo jesteś śliczna, mądra, zabawna i inna niż wszystkie - Odpowiedział z uśmiechem. Zielonooka nic nie powiedziała, speszona słowami chłopaka zarumieniła się.
James niepewnie przysunął się do Carli i delikatnie musnął jej wargi .Odwzajemniła pocałunek. Brunet objął ją ramieniem a ta wtuliła się w jego tors.
-Czyli oficjalnie mogę mówić, że jesteś moja dziewczyną? - Spytał szeptem.
-Hyyy, niech pomyślę-Udała zamyślenie - Oczywiście.
Jamesa ucieszyła ta odpowiedz. Jeszcze bardziej przysunął dziewczynę do siebie i wtulił twarz w jej włosy. Siedzieli tak od dwóch godzin i opowiadali sobie wybryki z czasów kiedy jeszcze nie chodzili do szkoły.
-Kiedyś, gdy miałam sześć może siedem lat-Zaczęła-Gdy magia zaczynała się u mnie objawiać zmieniałam kolor włosów moim braciom kiedy mi dokuczali, nie wiedzieli co maja robić i biegali do rodziców na skargę, ale zawsze to oni dostawali kare-Oboje zaśmiali się-Należało im się.
-Rodzie mi opowiadali, że gdy miałem trzy lata grzebałem im w rzeczach i znalazłem pelerynę-niewidkę taty, chciałem zrobić im żart i schowałem się pod nią i wszedłem pod łóżko. Szukali mnie około dwóch godzin a ja leżałem tam i spałem.Gdy się obudziłem, rodzice odchodzili od zmysłów, nawet chcieli zgłosić moje zaginięcie. Dostałem wtedy karę i przez miesiąc nie mogłem latać na mojej miotełce.To były męczarnie-Zaśmiał się na wspomnienie dawnych czasów.
***
Była sobota, dziś miał się odbyć pierwszy mecz w tym sezonie. Gryffindor przeciwko Slytherinowi. Pogoda była niekorzystna do gry. Wiał silny wiatr, i zbierało się na deszcz. Zawodnicy za chwilę mieli wychodzić z szatni. Z trybun dobiegały wesołe okrzyki uczniów. James był lekko zdenerwowany, to przecież od niego zależy wygrana drużyny.
Kapitanowie drużyn uścisnęli sobie dłonie. Zawodnicy wsiedli na miotły i odlecieli. Pani Booch wystrzeliła kafel, tłuczki i złoty znicz. James od razu zaczął poszukiwania małej piłeczki.
Gra trwała już od dziesięciu minut i Gryffindor prowadził czterdzieści do dziesięciu. Chłopak po raz kolejny okrążał stadion. Kątem oka dostrzegł, ze szukający Slytherinu niebezpiecznie nurkuje. Zrobił to samo co jego przeciwnik, lecz było to tylko zmyłką. Co chwile nadlatywały tłuczki, ale pałkarze dobrze wykonywali swoje obowiązki i do tej pory żaden z zawodników Gryffindoru nie ucierpiał.
Teraz Ślizgoni prowadzili siedemdziesiąt do pięćdziesięciu. Mała piłeczka latała właśnie nad pętlami Ślizgonów. James rozpędził się najszybciej jak mógł, wyciągnął prawą rękę przed siebie ale to na nic. Znicz zdążył umknąć, i już go nie było widać.
Zrezygnowany wrócił na swoją dawną pozycję. Spojrzał na tablicę wyników i nie dowierzał. Ślizgoni prowadzili już dziewięćdziesiąt do sześćdziesięciu. Przyczyną tak niskiej liczby punktów były liczne faule ze strony przeciwników, oczywiście niedostrzegane przez nauczycielkę.
-Buuuuuuuuuuuu - Dało się słyszeć z trybun po stronie Ślizgonów.
-I co Potter, przegrywacie a ty nie możesz znaleźć znicza - Zadrwił szukający.Kapitanowie drużyn uścisnęli sobie dłonie. Zawodnicy wsiedli na miotły i odlecieli. Pani Booch wystrzeliła kafel, tłuczki i złoty znicz. James od razu zaczął poszukiwania małej piłeczki.
Gra trwała już od dziesięciu minut i Gryffindor prowadził czterdzieści do dziesięciu. Chłopak po raz kolejny okrążał stadion. Kątem oka dostrzegł, ze szukający Slytherinu niebezpiecznie nurkuje. Zrobił to samo co jego przeciwnik, lecz było to tylko zmyłką. Co chwile nadlatywały tłuczki, ale pałkarze dobrze wykonywali swoje obowiązki i do tej pory żaden z zawodników Gryffindoru nie ucierpiał.
Teraz Ślizgoni prowadzili siedemdziesiąt do pięćdziesięciu. Mała piłeczka latała właśnie nad pętlami Ślizgonów. James rozpędził się najszybciej jak mógł, wyciągnął prawą rękę przed siebie ale to na nic. Znicz zdążył umknąć, i już go nie było widać.
Zrezygnowany wrócił na swoją dawną pozycję. Spojrzał na tablicę wyników i nie dowierzał. Ślizgoni prowadzili już dziewięćdziesiąt do sześćdziesięciu. Przyczyną tak niskiej liczby punktów były liczne faule ze strony przeciwników, oczywiście niedostrzegane przez nauczycielkę.
-Buuuuuuuuuuuu - Dało się słyszeć z trybun po stronie Ślizgonów.
-Odwal się Grant, ciekaw jestem czemu ty go jeszcze nie złapałeś! - Krzyknął James i odleciał na drugi koniec boiska.
-I kolejny punkt dla Slytherinu. Gryffindor jest w poważnych tarapatach, jeśli Potter nie złapie znicza, przegrają ten mecz - Zawołał komentator.
Krukonom i Puchonom zależało na wygranej Gryffindoru tak samo jak mieszkańcom tego domu.
Minęło już pół godziny, żaden ze ścigających nie złapał znicza, a w punktacji Ślizgoni dalej prowadzili.
Jak na złość zaczął padać obfity deszcz. Część uczniów zaczęła zbierać się do zamku.
Nagle Jamesowi mignęła przed oczami ledwie widoczna złota plama. Ruszył w tamtym kierunku a widzący to jego przeciwnik zrobił to samo. Znicz znajdował się trzy stopy nad ziemią, trzeba mieć dobrze opanowane latanie aby umieć wyhamować w odpowiednim momencie.James oczywiście umiał to zrobić ale jego przeciwnik nie. Musiał wyhamować o wiele wcześniej i w ten sposób już nie dogonił zielonookiego, który właśnie złapał znicz.
***
Wychodząc z szatni, James usłyszał o imprezie w Pokoju Wspólny za pół godziny. Doszedł do znajomych czekających na miego.
-Świetny chwyt-Pochwalił go brat - Ale szkoda, że to nie my wygraliśmy-Dodał mniej entuzjastycznie.
-Bo wasz szukający jest do niczego.To ty powinieneś nim być, grasz tak samo dobrze jak ja - Odparł brunet.
-Sam wiesz na jakiej podstawie są wybierani gracze do naszej drużyny.
-No tak zapomniałem, że liczy się tylko władza i pieniądze, ale chodźmy bo zmokniemy.
Ruszyli więc w stronę zamku.
Przekraczając próg byli już i tak przemoknięci do ostatniej suchej nitki.
Przekraczając próg byli już i tak przemoknięci do ostatniej suchej nitki.
Rozdział jest krotki i nie do końca mi się podoba. Na usprawiedliwienie mam to, że nawet sama J. K. Rowling mówiła, że mecze były dla niej bardzo trudne do opisania.
Niech każdy kto czyta tego bloga pozostawi komentarz czy podoba mu się to co pisze, czy nie. Przyjmę nawet najgorszą krytykę.