Rozdział dedykuję pewnej A. która z niecierpliwością wypytuje o nowe posty, dzięki :)
.........................................................................................................................................
Chłopak niepewnie ruszył w stronę umówionego miejsca. W głowie układał słowa, które miały wyjaśnić wszystko. Był bardzo zestresowany. Nigdy nie robił czegoś takiego. Ta rozmowa była bardzo ważna. Doszedł na miejsce a zaraz po nim pojawiła się Carla. Widać było, że nie jest szczęśliwa z tego spotkania.
- A więc, co chciałeś mi wyjaśnić? - Zaczęła dziewczyna widząc, że chłopak nie może wydusić z siebie ani słowa.
- Wiesz -W końcu zaczął - że Anabell jest willą, tak?
- Tak, ale to nie ma nic wspólnego z tym, że z nią wtedy siedziałeś, kompletnie mnie ignorując.
- A właśnie, że ma. Ja... ja...po prostu nie kontrolowałem tego co robię. Proszę uwierz mi. Między nami nic się nie wydarzyło - Powiedział przekonująco.
- A wyglądało inaczej - Odparła z przekąsem, nie dała poznać po sobie żadnych emocji.
- Carla, ona się dla mnie nie liczy, zrozum to. Chce być tylko z tobą - Niepewnie złapał jej dłonie, lecz szybko je zabrała i nic nie odpowiedziała.
- Nie wiem o co chodziło tej dziewczynie, przez najbliższy czas nie będę mógł na nią patrzeć ale proszę, wybacz mi.
- Daj mi trochę czasu żeby to wszystko przemyśleć, dobra?
- Ile tylko zechcesz - Powiedział i uśmiechnął się blado. Dziewczyna odeszła, więc zrobił to samo.
Skierował się w stronę biblioteki. Na korytarzu miną kilku uczniów. Przeszedł przez drzwi. W środku było sporo osób, powodem tego była wczesna godzina. Większość wolała odrabiać lekcje aby potem mieć czas na przyjemności.
Podszedł do swojego ulubionego stolika, pod oknem, który o dziwo był pusty. Zostawił na nim torbę i odszedł w stronę półek. Po chwili wrócił z potrzebnymi materiałami. Usiadł na krześle. Wyjął pergamin, pióro i kałamarz. Otworzył książki na odpowiednich stronach i zaczął czytać. Po wyszukaniu odpowiednich informacji przepisywał je, zmieniając niektóre słowa tak, by zmylić nauczyciela.
Minęło pół godziny, gdy miał już napisane. Musiał jeszcze tylko przeczytać na temat pewnego eliksiru, który będą jutro ważyć. Amortencja. Wyczytał, że jest to najsilniejszy eliksir miłosny.
Profesor Slughorn jest bardzo wymagający i zawsze oczekuje perfekcji ale często nagradza swoich uczniów w postaci rzadkich i trudnych do uwarzenia mikstur. Jest to chyba jedyny powód starań które James wkłada w tę lekcję. Często zostaje chwalony ale to również zasługa, tego, że Profesor darzy sympatią jego ojca, ale również panięta jego babcię, Lili Evans-Potter.
Po godzinie miał odrobione wszystkie lekcje. Odłożył książki na miejsce, schował swoje rzeczy do torby i wyszedł.
Skierował się w stronę schodów prowadzących na siódme piętro, do Wieży Gryffindoru, ale usłyszał znajomy męski głos. Był to jego brat. Chciał to zignorować i iść dalej, ale coś kazało mu pozostać. Przysunął się do ściany i schował z zbroją.
- Słuchaj Potter, masz na m to załatwić - Rzekł jeden z chłopców łapiąc Albusa za szatę i przyciskając do ściany.
- I bez żadnych numerów, czy to jasne? - Dodał drugi.
- A co jeśli nie? - Spytał wojowniczo.
- Wolał byś się nie przekonywać jeśli zależy ci na buźce - Oznajmił i zaczął się śmiać.
James próbował zobaczyć kim są ci uczniowie, lecz był zbyt daleko, a na korytarzu było zbyt ciemno. Dostrzegł jedynie że są to dość tędzy Ślizgoni. Jeden większy od drugiego. Z nimi Al nie miał żadnych szans na jakąkolwiek szarpaninę, nie mówiąc o walce. Był młodszy i znacznie mniejszy a do tego sam.
- A teraz zejdź nam z oczu - Wycedził pierwszy. Zaczęli kierować się w stronę schodów gdy jeden z nich zawrócił na chwilę, dodając:
- Marz czas do czwartku - Odeszli.
Brunet wyszedł z ukrycia i spytał:
- O co im chodziło? Co masz im dostarczyć? - Spytał a jego brat aż podskoczył, dopiero teraz zauważył jego obecność.
- To nie twoja sprawa - Odpowiedział i pośpiesznie skierował się wgłąb korytarza. Gryfon szybko zareagował i pośpieszył z nim. Dogonił go i złapał za ramię. Na korytarzu nie było nikogo prócz nich.
- Daj sobie pomóc.
- James, daj spokój, poradzę sobie sam - Odpowiedział dość nieprzyjemnie.
- Więc nie pozostawiasz mi innego wyboru. Będę musiał powiedzieć o tym rodzicom - Odparł z uśmieszkiem.
- Nawet nie próbuj! - Prawie krzyknął.
- Więc mi wszystko powiesz albo rodzice otrzymają list.
- Więc przynajmniej nie tu - Odparł zrezygnowany - Choć na błonia.
- Zimno mi będzie, idziemy do Pokoju Życzeń.
Będąc na siódmym piętrze Gryfon przeszedł trzy razy wzdłuż ściany myśląc życzenie. Przed nimi pojawiły się małe drzwi. Weszli do repliki pokoju James, był dokładnie taki jak w Dolinie Godryka. Obaj usiedli na fotelach. Zaczął James:
- No więc słucham.
- Znasz tych Ślizgonów? - Spytał niepewnie.
- Chyba nie, dokładnie ich nie widziałem.
- Są z siódmego roku..
- Ale czego oni właściwie chcieli?
- Chodzi im produkty wujka Georga. Myślą, że będę im je załatwiał za darmo...
- Chyba nie masz takiego zamiaru? - Spytał James, wstając i podchodząc do okna.
- Jasne, że nie - Odparł oburzony.
***
Dziś był wtorek. Pogoda nie była najlepsza. Padał deszcz i wiał silny wiatr. Było zimno. Gryfoni i Krukoni znajdowali się w lochach. Od prawie dwóch godzin warzyli najsilniejszy eliksir miłosny. Nad kociołkami nielicznych uczniów unosiła się typowa dla tej mikstury, para układająca się w spirale. Profesor przechadzał się po klasie oceniając postępy pracy.
- Bardzo dobrze panno Wood, pięć punktów dla Gryffindoru - Po klasie rozbrzmiał głos Slughorna - Świetnie, Ravenclaw również otrzymuję pięć punktów.
Nad kociołkiem Jamesa również unosiła się para, a mikstura miała perłowy połysk. Schylił się nad naczyniem i powąchał. Poczuł zapach starych książek, kwiatu lnu i gorącej czekolady. Zdziwił się ma myśl o ostatnim zapachu.
- Ejj, czemu mi nie wyszło - Spytał Kris. Z jego kociołka wydobywał się nieprzyjemny zapach, a para miała ciemny kolor.
- Dodałeś za dużo piołunu*.
- Aha, dałbyś trochę swojego, bo dostanę T... A właściwie, co czujesz?
- Stare książki i kwiaty - Odparł nie chcąc ujawniać ostatniej woni. - A ty?
- Trawę.
- Dobrze, kończymy już, przelejcie swoje eliksiry do fiolek, podpiszcie i zostawcie na moim biurku - Po klasie znów dało się słyszeć głos nauczyciela.
***
Była środa, lekcje się skończyły, chłopcy szli do Wieży Gryffindoru. Przeszli przez portret Grubej Damy. Rozsiedli się wygodnie w fotelach przy kominku i zaczęli rozmawiać.
James siedział zamyślony, nieobecny. Obmyślał plan jutrzejszej konfrontacji ze Ślizgonami. Wiedział, że musi pomóc bratu.
Do ich stolika podeszłą pewna dziewczyna i spytała Jamesa:
- Cześć, możemy porozmawiać? - Zwróciła się do Jamesa.
- Jasne, Carla - Powiedział podnosząc się z siedzenia - Może wyjdziemy na korytarz?
- Dobrze.
Szli w ciszy, nie mijając nikogo. Chłopak wiedział, że ona chce coś powiedzieć, ale nie może się w sobie zebrać. Dał jej jeszcze chwilę.
- Ja.. ja ci wierzę - Szepnęła ledwie słyszalnie - wierzę , że między wami się nic nie wydarzyło. Chcę być z tobą bo mi zależy. Ale nie wiesz nawet jak ja się wtedy czułam... - Dodała a łzy popłynęły jej po policzkach.
- Carl, przepraszam, ja wtedy nie wiedziałem co robię... - Odparł i delikatnie otarł jej łzy - Obiecuję, że nigdy więcej się to nie powtórzy.
- Trzymam za słowo - Powiedziała i uśmiechnęła się blado. James przytulił ją i pocałował w czoło - Nie chcę, żeby ta dziewczyna znów zepsuła to, co jest między nami.
- Uwierz, nie dopuszczę do tego - Odparł zdecydowanie - I też mi na tobie zależy. Chcę być tylko z tobą - Dodał szepcąc jej do ucha. Odsunął się, popatrzył w jej zielone tęczówki, potem spojrzał na jej usta. Delikatnie musnął je swoimi.
Zatonęli w swoich wargach. To był ich pierwszy, tak prawdziwy pocałunek. Nic wokół nich się nie liczyło. Po chwili oderwali się od siebie i bez słowa ruszyli w stronę Wieży Gryffindoru. Żadne z nich nie wiedziało, że całej tej sytuacji, ze łzami w oczach, przygląda się Anabell.
***
Był czwartek, kilka minut przed osiemnastą. James i Albus doszli do umówionego miejsca w lochach. Nikogo jeszcze nie było. Po kilku chwilach dobiegł ich potężny, męski głos:
- No, no Potter, widzę, że stchórzyłeś przychodząc z obstawą - Zadrwił.
- Gdzie towar?! - Odezwał się drugi.
- Nie ma i nie będzie - Odparł hardo James.
- Jesteś pewny, Potter? - Spytał i zbliżył się do niego - Chyba nie chcesz żebym przemeblował ci tę buźkę?!
- Odczep się od niego Zabini! Ze mną mieliście to załatwić!
- Może przyprowadzicie jeszcze tę swoją rudą siostrunię? Na pewno pomogła by wam! - W tej chwili James nie wytrzymał, uderzył Ślizgona w nos. Chłopak skrzywił się i dotknął go ręką, leciała mu krew, musiał być złamany. Odwzajemnił cios.
Drugi Ślizgon rzucił się na Ala. Bujak trwałą zacięcie. Nikt nie pomyślał aby użyć różdżki. Teraz James miał rozcięty łuk brwiowy, leciała z niego krew. Jego przeciwnik zadał mu cios który był tak silny, aby uderzył o ścianę. Na jego nieszczęście, uderzył głową. Stracił przytomność. Ślizgoni uciekli pozostawiając ich samych sobie.
*Nigdzie nie mogłam znaleźć składników amortencji, a nie wiem czy w książce było, ale i tak bym nie mogła sprawdzić. Piołun jest składnikiem wielu eliksirów więc uznałam, że tu też może być.
.................................................................................................................................
Notka jest dłuższa od poprzednich, mam na dzieję, że się cieszycie.
Kolejna nie wiem kiedy się pojawi.
Proszę, piszcie co myślicie bo ja sama nie wiem, potrzebuję, aby ktoś konstruktywnie to skrytykował jeśli trzeba.
Pozdrawiam wszystkich czytelników.
I dziękuję za wszystkie 692 wyświetlenia.