poniedziałek, 6 stycznia 2014

11. "Dziwny kawałek pergaminu"



                                                                                                   James,
Nie ukrywam, że zdziwiła mnie twoja proźba. Twój pomyśł jest bardzo zaskakujący ale również interesujący. Postaram się spełnić twoje oczekiwania z ciekawości  podołania tego wyzwania ale przede wszystkim z chęci pomocy . Szkoda, że sam nigdy nie wpadłem na tak orginalny pomysł, widzę,że masz coś z genów Weasleyów. A wracając do tematu, obiecuję, że w miarę możliwości będę cię krył lecz sam wiesz, jaka jeś twoja matka...  
Pozdrawiam, wójek George.


***

   W Hogwarcie minął pierwszy semest. Większość uczniów siedziała właśnie w pociagu który miał ich zawieźć do domu. Była to tak wyczekiwana chwila przez młodych czrodziei. Tylko nieliczni pozostali na święta w zamku. 
    James siedział z przyjaciółmi w przedziale i wspominał sytuację  sprzed kilku dni kiedy zakradli się na trening Ślizgonów, aby podmienić miotły tym osiłkom którzy chcieli wyłudzić od Albusa produkty ze sklepu wója Georga.
    Gdy to zrobili, schowali się na trybunach. Ślizgoni wsiedli na miotły i...  nie mogli ich opanować, latali to w jedną to w druga stronę, w dół i w górę. Byli przerażeni. Na pomoc rzucili się ich koledzy z drużyny ale oni również nie byli w stanie opanować mioteł. Po dziesięciu minutach miotła dała się sterować i chłopcy wrócili na ziemię. Rzucili miotły i pobiegli w stronę zamku, powiedzieć wszystko swojemu opiekunowi, Blaisowi Zabiniemu.
    Na szczęście nikt nie dowiedział się kto był sprawcą tego zdarzenia, ponieważ reszta Ślizgonów także pobiegła do zamku, a Gryfoni spokojnie wyszli z ukrycia i udali się na błonia.

***

     "jak dobrze być w domu" - Pomyślał James kiedy po kolacji położył się na łóżku w swoim pokoju. Przypomniało mu się o zdjęciach które były schowane w szafce. Podszedł do niej i wyjął pudełko. Usiadł na łóżku i zaczął przeglądać fotografie. Jedna przedstawiała Jego i Rose. Grali w Quidditcha na łące za Norą. Oboje mieli po kilka lat i nie chodzili jeszcze do szkoły. To były akurat wakacje, gdy nocowali u dziadków Weasleyów. Doskonale pamięta ten dzień. To właśnie wtedy spadł z miotły podczas meczu i złamał rękę.  Był wtedy przerażony. Molly natychmiast zabrała go do Szpitala Świętego Munga gdzie uzdrowiciel rzucił jedno zaklęcie, a ręka powróciła do właściwej postaci. Przestrzegł chłopaka przed kolejnymi wypadkami (które powtórzyły się wiele razy,  gdzie chłopakiem zajęła się szkolna pielęgniarka). Uśmiechnął się na samo wspomnienie o tym.
      Kolejne zdjęcie przedstawiało Jamesa i jego rodziców. Tata trzymał go na rękach, a jego mama trzymała dłoń na brzuchu. Była w ciąży z Albusem. Wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha.  Tworzyli, i dalej tworzą szczęśliwą rodzinę.
      Jeszcze inne zdjęcie przedstawiało obraz świąt w Norze. Dzieci miały od dwóch do kilku lat. Wszędzie panował chaos. Mamy próbujące uspokoić swoje maluchy które nie chciały dzielić się zabawkami z innymi. Babcia Molly próbująca nakryć do stółu, aby można było usiąść do kolacji. Ojcowie i dziadek Artur,  rozmawiający o wynalazkach w świecie magii. Ale kto by nie chciał spędzić takich świąt?
     James przez jakiś czas przeglądał kolejne fotografie kiedy postanowił, że przejrzy zdjęcia z czasów szkolnych rodziców. Zszedł na dół do kuchni gdzie przebywali rodzice i spytał:
- Tato, gdzie masz schowane swoje zdjęcia ze szkoły? 
- Po co ci moje zdjęcia? Są w gabinecie. Tam w regale - Odparł popijając herbatę - Wiesz gdzie? 
- Tak, tak - powiedział bardziej do siebie niż do ojca.
Poszedł w wskazane miejsce i  zaczął szukać. Fotografie były nieposegregowane, w totalnym nieładzie. "Cały tata" - Pomyślał nastolatek. Znalazł już kilak, ale było ich więcej. Gdy po chwili,miał kończyć szukanie, znalazł dziwny kawałek pergaminu. Był widocznie stary, wskazywały na to zniszczenia. Ktoś często musiał go używać. Ale dlaczego? Przecież na nim nic nie ma.
- James, zanalazłeś już czy przyjść ci pomódz? - Usłyszał z pomieszczenia głos taty. Zaskoczyło go to trochę. Zawsze tak jest gdy się grzebie w cudzych rzeczach a właściciel jest w pobliżu. 
- Nie, znalazłem już wszystko - Odparł, chowając kawałek pergaminu do kieszeni spodni i kierując sie w stronę wyjścia.

***

Była już godzina dwudziesta druga. Powinien się już kłaść, bo zaraz przyjdzie zatroskana mama i, grożąc szlabanem. Ale James nie miał zamiaru iść spać. Dręczyła go zagadka tajemniczego pergaminu. "On do czegoś służy, a ja się dowiem do czego" - mówił sobie w myślach.
Drzwi do jego pokoju delikatnie się uchyliły, to rodzice sprawdzają czy nie myszkują po nocach. Światło było zgaszone, więc myśleli że śpi. Chłopak po cichu wstał i wyjął z szuflady mugolską latarkę, gdyż używanie magi po za szkołą było surowo zakazane. To był właśnie minus opuszczania szkoły. Brak magii. To było takie dręczące. Chciał dokładniej obejrzeć pergamin, ale kompletnie nic na nim nie było. "A może potrzebne jest do tego jakieś zaklęcie?". Magia. Tak bardzo chciałby być teraz w szkole. Chyba pierwszy raz odkąd miał jedenaście lat.


.................................................................................................................................

Koooochani! Może niewiele osób czyta tego bloga ale jestem szczęśliwa że udało mi się wreszcie napisać ten rozdział. I wiecie co? On na prawdę mi się podoba. Mam nadzieję że wam też :D
I przepraszam, że tak długo mi to zajęło :( 
Następny rozdział chcę napisać o wiele szybciej. Może nawet już w ferie :D
Serdecznie zapraszam do komentowania. Jak już pisałam wcześniej, tracę nadzieje że mojego bloga czytają więcej niż dwie osoby.. :(